28 grudnia 2011

Wymarzony urlop czyli wczasy łóżkowe

No i ten brak procentów w odpowiednim czasie, hipokrytycznie zaprocentował cudną infekcją całej rodziny. Tylko, że tym razem ja przechodzę to najgorzej. Zaraza została rozsiana na dziadków, wujków i z poczuciem spełnionego obowiązku zarazy my trzy mogliśmy wrocic do domu swego najemnego miastowego.

I churlam w monitor blogowy i smarkam i chucham Wam czosnkowym wspaniałym odorem (akurat ja go lubię, gorzej z RD). Tak wiec ratuj sie kto może i posta tego szerokim łukiem omijać proszę, chyba, że zaraza potrzebna, wtedy zapraszam serdecznie. Mamy jej pod dostatkiem. Gorzej, tak jej u nas dobrze, że niczym jej wygonic nie mozna, ani prośbą, ani groźbą, ani aspiryną czy innymi cudami. Nawet ganialiśmy dziadostwo z krzyżykiem i obrzucaliśmy czosnkiem i cebulą i burakami i nic. Hałabała rzucał pierniczkami i kotem, niestety również z marnym efektem.
Próbowałam Cholerstwo już nawet polubić, no, ale antypatyczne bardzo. Smarka, kaszle, spać nie daje, jęczy, stęka, chrząka, poci się to to. Ja nie polubiłam i RD nie za bardzo, Hałabała nawet nie próbował, choć widzę, że jemu Zaraza już trochę odpuściła. Chyba nie za bardzo lubi dzieci.


No i sobie pojęczałam :)) ale nie wiem czy się cieszyć czy marudzić, że Święta całe przechorowane, że urlop w łóżku spędzam (choć akurat "w łóżku" to wyrażenie czysto hipotetyczne- wie każdy kto ma lub miał w domu 15msc dziecko).
Poczucie humoru mi wraca, więc chyba jest lepiej. Jutro tak czy siak wizyta z Cholerstwem na pogaduszki u lekarza.

PS. Święta mimo wszystko udane :) Jedzonko pychotka. Spalanie jedzonka niemożliwe przez dużą aktywność Zarazy, tak więc wszystko poszło w dupę i naokoło. Choinki piękne, rodziny wszystkie szczęśliwe. Hałabała rozpieszczony. Ah, no i prezenty- jak zawsze udane!

Fotki będą poźniej. Teraz coś mnie znowu Zaraza atakuje i muszę jej pokazać gdzie jej miejsce ;)

21 grudnia 2011

no i zaraziło mnie dziecko tym żłobkowym paskudztwem. Szyja mi opuchła, a w domu nawet procentów brak na kurację. ;)) Oj kiepsko to widzę, kiepsko.

Jak nie katar, to... zapalenie spojówek :D

Hałabała wrócił ze żłobka z pięknym kolorowym i cudnie podpuchniętym świątecznym limem (czy pipką, jak to się u nas mówi). Wersja oficjalna (pani-cioci- żłobkowej) mówi, ze upadł na auto, wiec jest szansa, że się z nikim o to auto nie bił, albo gorzej, że ktoś mu nie przyfasolił.
W sumie nie spytałam o zdjęcia z Mikołajem, czy będą z pipką czy bez. Nie wiecie, ale wczoraj mój Hałabała poznał Mikołaja i nawet prezent dostał taki był grzeczny. :))
No, ale do rzeczy, wraz z informacją o siniaku naokoło oka dostałam informację, że Młody podłapał zapalenie spojówek i że już mu ropieją oczka i że ogólnie nie jest pierwszy, że kilkoro dzieci ma to samo i się "rozsiało". A że jest to imprezka zaraźliwa, Hałabała do żłobka iść nie może. I już.

Pokornie pokiwałam główka, ubraliśmy się i wpakowaliśmy do auta. Przy okazji się pochwalę, że już jestem mistrzem w cofaniu tyłem i wykręcaniu tyłem i w ogole jazda tyłem rządzi (wszystko przez to, że wjazd do żłobka, taki długi i chudy, jest jednocześnie parkingiem- jedno auto parkuje za drugim i wyjechać można tylko tyłem i tylko wzdłuż innych aut. Chyba namieszałam :) )

Trochę się załamałam tymi oczętami Hałabałowymi (dodam, że je ogólnie uwielbiam, bo mają mój ulubiony piękny niebieski kolor, po mamusi tylko brązowe plamki) bo to oznaczało, że trzeba iść na wizytę do naszej "ukochanej" przychodni. Ech, dużo by opowiadać, więc ogólnie się nie nakręcam. :) Prawda jest taka, że jak chcesz w Poznaniu mieć zaufanie do pediatry czy innego lekarza, to musisz mu sporo zapłacić, gdyż inaczej jesteś skazany na przychodnie takie jak nasza, gdzie kaszlącemu dziecku z gorączką 40stopni przepisuje się syrop z czarnego bzu. Ech, mogłabym pisać i pisać :D wiec się dyploamtycznie zamknę. Jedynie pielęgniarka pani Małgosia nas tam trzyma, no i brak kasy najbardziej. :))

Na wizytę z Hałabałą w przychodni udało mi się wysłać RD (uff) a to co usłyszał pokrótce:
- a czy myśli pan, ze ten kaszel to już na antybiotyk?
- hee?? no nie.
- a woli pan żeby Bactrim przepisać czy Neosine?
- hęę? !@#$@^*()(*&^%$#???! nie wiem, ale czy może nam pani przepisać Zyrtec bo się skończył? i jakieś krople do nosa inne niż Nasivin?
- nie.

No i tyle. Dobrze, że L4 dostałam, raptem na 2 dni, ale zawsze. :)

20 grudnia 2011

Piernikowanie Zbiorowe

W sobotę udało się spiknąć przyjaciół i razem piec pierniczki posilając się grzanym winkiem w ziołami i korzeniami. Nowa świecka tradycja rozpoczęta. Jajka na Wielkanoc też malujemy razem, postanowione! :))

Najpierw trzeba udekorować dom, żeby było świątecznie. Wyjątkowo ubraliśmy z Hałabałą choinkę tak szybko!




 Bardzo mu się podobało strojenie, czy raczej stroiki :) Na moje nieszczęście wszystkie ozdoby mamy szklane, bo plastików nie trawię.



 Pierwsi goście i z maminego sprzątania nici. Żeby tylko nici :D




 Kolejni goście się schodzili. Aż w końcu byliśmy w komplecie!





 Pieczenie czas zacząć... Hola hola, najpierw ciasto!


 


 2 litry grzańca później....





Polecam wspólne gotowanie, pieczenie, szczególnie przed Świętami! :)

16 grudnia 2011

Domowa Czekolada

Kiedyś gdzieś na którymś blogu kulinarnym widziałam przepis na domową czekoladę. Przepisu oczywiście nie pamiętałam, ale zapamiętałam zdjęcie- połamanej swojskiej słodkości z dowolnie wybranymi dodatkami. :)
I wczoraj postanowiłam, że tworzę nową świecką tradycje i będę robić własną czekoladę. Tym bardziej, że w domu jest krwiodawca i z każdej wyprawy do Ośrodka przynosi 10 różnych czekolad. Niestety nie są to moje ulubione czekolady, za to po tuningu smakują rewelacyjnie!!!

Przepis

2-3 czekolady najlepiej gorzkie
1-2 łyżki kakao
1 łyżeczka - cukier trzcinowy lub puder lub miód
masło 82% tłuszczu ze 2-3 łyżki
cynamon (lub chili, pieprz, kardamon)

Dodatki
rodzynki
żelki
orzechy
migdały
słonecznik
ryz preparowany (mój ulubiony!)\
biała czekolada pokrojona w kostkę

Czekolady rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Dodajemy masło, cukier, cynamon, kakao czy co tam chcemy. A potem mieszamy wszystko dokładnie z wybranymi dodatkami i przelewamy do formy na papier do pieczenia. Na kilka chwil do lodówki i już nasze cudo jest gotowe! :)
PYCHA po prostu!

Zdjęcie będzie później, bo aparat w domu (razem z czekoladą) :)


Jest i fotka :))


13 grudnia 2011

Małe chwalipięctwo :)

Udało mi się swoim postem rozgrzać jury konkursu na stronie Arttravel i tym sposobem zostałam właścicielką Przewodnika o Gruzji i mapy Kaukazu!!! Jupi!

Cieszę się bardzo, bo rzadko mi się zdarza coś wygrać. Ale się gra, się ma, jak mówi Pomi. :)

A tu jest link do zwycięskich 4 postów, mój jest drugi :) Homeopatyczne leczenie zimna zimnem, czyli jak nie zamarznąć w przeręblu :D haha, polecam Wam ten niezawodny sposób na rozgrzanie w zimowe mroźne poranki.

http://info.arttravel.pl/2011/12/wyniki-zabawy-wszystko-co-was-rozgrzewa-zima-a-o-czym-chcecie-napisac/

7 grudnia 2011

Masło Maślane, czyli od kataru do bombek

Zaglądam na tego mojego bloga, a tam od iluś postów wstecz tylko o chorobach i chorowaniu :)
No i niestety nic więcej, narazie, napisać nie mogę, bo ciągle coś się do Hałabały przykleja i ciągle z czymś walczymy. A ja jako reproduktorka, opiekunka i prawdziwa mama, na niczym innym niż chorowaniu syna skupić się nie mogę :)

Ale ale (a propos, pani na polski zawsze mówiła, by nie zaczynać zdania od "ale" :) ) Święta zbliżają się wielkimi krokami, czasem mam wrażenie, że biegną prawie, więc poczyniłam stosowne przygotowania i zakupiłam cudowności różniaste, coby nasza tegoroczna choinka wyglądała oszałamiająco.

U mnie, w domu rodzinnym, tradycja choinki, jej zakupu, strojenia, tworzenia ozdób jest niezmienna. Choinkę zawsze kupowało się w nadleśnictwie, dużą, zieloną, gęstą. Najczęściej był to srebrny świerk. Raz zdarzyły się Święta, kiedy to zgapiliśmy się z zakupem choinki, bo zdążyły już "wyjść" i wtedy piękny świerk sprzed domu poświęcił swój żywot i dumnie dał się udekorować. W sumie to była nasza najpiękniejsza choinka, bo drzewko było po prostu idealne!

Choinkę, jak nakazuje tradycja, ubiera się u nas w wigilię po południu. Jest w stylu jarmarcznym (określenie własne :) ) czyli jest na niej wszystko to, co każdy ma ochotę na niej powiesić. Od bombek, w różnych rozmiarach i kolorach, drewnianych cudeniek kolekcjonowanych przez moją mamę, po suszone plasterki pomarańczy, złocone orzechy, cukierki, trufle śliwkowe, łańcuchowe korale, no i oczywiście lampki!

Wieszamy też pierniczki, własnoręcznie robione i ozdabiane. Choć od paru lat zaprzestalismy wieszania ich na całej choince, z powodu szczególnego upodobania naszych psów do piernikowego smaku.
Podgryzione i poobgryzane pierniczki to nie jest coś, co lubimy na choince najbardziej. :D


Nasza choinka, tu w Poznaniu, w naszym wynajmowanym mieszkaniu, niestety nie będzie taka wspaniała, bo i ubrać trzeba ją wcześniej, a potem na całe Święta porzucić samotną na pastwę pustego mieszkania. Trudno. Choinka, tak czy siak, będzie i to żywa! a że mała i w doniczce, to tym lepiej, bo na wiosnę wkopiemy ją na naszą działeczkę :)
Ja swoje cudeńka choinkowe dopiero od kilku lat kolekcjonuję, mam nadzieję, że jak Hałabała będzie już sam potrafił ubierać świąteczne drzewko, to kolekcja będzie całkiem spora :)







24 listopada 2011

Jesienna Masakra z pocieszeniem czekoladowym

Jej, ale ta jesień jest dla nas bezlitosna. Znowu jakiś jesienny wirus dopadł mojego Hałabałę, a może pośrednio miała w tym swój udział szczepionka MMR, w każdym bądź razie przez cały tydzień walczyliśmy z 40stopniową gorączką. Olek się wymęczył, ale my też. No i pracy nie widziałam przez bite 2 tygodnie, co jednakże akurat mnie nie smuci za bardzo (zważywszy skisła atmosferę jaka tam zagościła). Teraz jest tydzień rekonwalescencji Hałabały, bo od poniedziałku trzeba iść do żłobka. :/

Ech, życie.

W międzyczasie dotarło do mnie, że święta coraz bliżej, a ja prezentów nie mam. Gorzej, pomysłów na prezenty też brak. No i najgorzej, pomysłów na pomysły na prezenty nie ma. Sił brak, pewnie ze stresu, bo od tych chorób Hałabały zanikła mi potrzeba jedzenia, za to potrzeba zamartwiania się sięgnęła zenitu. Cieszę sie, że jest już lepiej i moje dziecko wraca do siebie. Pomijając nocki z 2h przerwami na niespanie, to jest całkiem w porządku.

A teraz lepsza, żeby nie powiedzieć słodsza strona siedzenia w domu. W tych krótkich momentach, kiedy syn mój namiętnie kołysany w objęciach Morfeusza ściska swojego nieco smrodliwego (od ciumkania) pajacyka, mama, czyli ja upiekła ulubione ciasto R. czyli ciasto czekoladowe.
A oto przepis na to cudo.

2 tabliczki gorzkiej czekolady
150gram masła
150gram cukru pudru lub zwykłego (nie zauwazylam roznicy)
50gram mąki, koniecznie przesianej przez sitko
łyżka prawdziwego kakao
4 żóltka
4 bialka
łyzka brandy
sol
garść pokruszonych biszkoptów

Czekolade rozpuścic w kąpieli wodnej, dodac tłuszcz i wymieszac na gładką masę. Żółtka równiez w kapieli wodnej, albo na bardzo wolnym ogniu ubić z połową cukru. Pomieszać obie masy. Z białek ubić sztywną pianę dodać drugą połowę cukru. Do czekoladowego kremu dodać kakao, mąkę, sól oraz ostrożnie wymieszac z pianą z białek. Tortownice wysmarowac masłem, na dno wysypać pokruszone biszkopty , wylać masę. Piec 30min w 180stopniach.


Jest po prostu pycha do kawy! I prawie nie ma mąki. Bardzo je lubimy  i zawsze je piekę na specjalne okazje, mimo, ze nie jest może jakieś bardzo trudne. :) Polecam! (przepis zainspirowany ksiażką Jedno Smaczne Danie- Readers Digest)


A tak to cudo wygląda.

15 listopada 2011

Zupa Serowa prosta jak Strzelił :)

Idzie Zima, czuje w kościach. A jak zimno, mróz i zawierucha to jest to najlepsza pora na najprostszą zupę pod słoncem. Uwielbianą szczególnie przez męską część konsumentów :))) Zupa serowa!


Potrzebne bedą:
mięso mielone (moze byc wieprzowo-wołowe)
paczka pieczarek
cebulka
czosnek
2 serki topione
sól pieprz gałka muszktałowa i listek laurowy. Plus co tam lubicie i uwazacie, ze pasuje

Mięso podsmażamy z cebulką i czosnkiem Staramy się je rozgranulować jak najbardziej, żeby nie było dużych "kawałów". Zalewamy mięso wodą, gotujemy na wolnym ogniu, przyprawiamy. Dodajemy pieczarki (ja je tylko obczyszczam i kroje na pół, albo daję całe jak są małe) Gotujemy razem na wolnym ogniu. Az nam się smaki wymieszają i przejdą sobą. Na koniec dodajemy rozbełtane w odrobinie zupy serki topione (możemy wspomóc sie przecieraniem przez sitko). Zagotowujemy.... I juz! Gotowe!
Można posypac natką pietruszki :) Mięso można też zalać wywarem z warzyw. Jednym słowem, przepis to baza, reszta zależy od zawartości lodówki! :))


Polecam! i Smacznego :))


a my ciągle chorujemy i chęci na bloga brak :(
Hałabała jest jakiś wirusopodatny i co tydzień lądujemy u lekarza z nowym kaszlem, katarem, gorączkami, biegunkami. Oj, dużo by pisać.

Dziś o 4ej rano obudziła nas wszystkich paskudna 40stopniowa gorączka Hałabały. No i tym sposobem mam przymusowe wolne do końca tygodnia.


Byle do wiosny, byle do wiosny! :)

31 października 2011

Żółto nam wokoło!

Piękny to był weekend, pogoda wspaniała, choroby nie dokuczały tak bardzo. W niedzielę postanowiliśmy w końcu wypełznąć na słońce i.... słońce się na nas, za zbyt długą nieobecność, wcale nie obraziło, ani nas nie poraziło, ani nie spaliło, a tylko nam pięknie zza drzew i chmur kukało i przyświecało. :)

Olek zbojkotował wózek swój terenowy, ku udręce rodziców i nieszczęśliwej swej głowie, która doznała urazu na zakończenie spaceru. Mianowicie, syn postanowił, ni z tego, ni z owego, przy upadku podeprzeć się głową. Niestety z marnym skutkiem dla upadku i dla głowy. Głowa, na szczęście, nie wymagała szycia, ale dziurka w czole jest całkiem konkretna. Dzielne dziecko szybko o sprawie zapomniało i podśpiewywało sobie w drodze do domu, którą to mama nieporadnego syna przebiegła sprintem z potomkiem na plecach. A oto jesienne fotki z naszego spacerku :)










A byliśmy tez pod Gnieznem odwiedzić grób prababci, która niestety nie zdążyła poznać Olka. Jest to tym bardziej smutne, gdyż, po jej śmierci okazało się, że nasz Hałabała urodził sie w tym samym dniu co ona. A dowiedzieliśmy się tego z aktu zgonu...
Hałabała dopilnowywał, by kwiaty dobrze prezentowały się na rodzinnym grobie.




26 października 2011

Chorubździele

Chorujemy sobie w naszym małym zakatarzonym mieszkanku, w naszych małych zakaszlanych łóżeczkach. Jemy nasze małe rozgorączkowane śniadanka i nie dość rozgrzane obiadki.
W sumie nie jest źle i jakoś dajemy radę z naszymi małymi nieusłuchanymi ciałkami. 
Tylko niestety, "nasze" małe wredne mikroby zadomowiły się dość mocno i ciężko je eksmitować. Szczególnie,że sezon nieciekawy i są chronione prawem.
A może tak mały odkażający "szczeniaczek"?
Chyba tak!



24 października 2011

Przemijanie...

Czymże jest śmierć człowieka w obliczu wszechświata?
No czym?
katastrofą?
złą chwilą?
a może nic nie znaczącym etapem żyjącej istoty?


Śmierć człowieka może i nic czasem nie znaczy, ot zgasła świeczka. Kolejne przecież ciągle świecą...
Śmierć dobrego człowieka, boli.
Na śmierć przyjaciela, nie ma słów. Jest tylko duszący żal, wielka gula w gardle i rzadki, rozrywający piersi szloch.

Żegnaj pani Basiu....
do zobaczenia po tamtej stronie....
wiem, że czekasz.
Bardzo w to wierzyłaś... w to całe Królestwo Boże, w ten Boży Plan...
Wierzę Ci i dziękuję za wszystko..


George Michael





20 października 2011

19-10-2011

Czwartek już. Popędził ten tydzień.
Siedze przy kawie i naszły mnie wspomnienia.

Jestem zabiegana wewnętrznie. Niby dni do siebie podobne; pobudka, mleko dla Hałabały, skrobanie auta, milion świateł, praca, nudy, kawa, spotkania, auto, światła, korki, kombinacje alpejskie z parkingiem, żłobek, rozespany synek, paluszek w Kubusia Puchatka, "pokaż mamie, gdzie jest Myszka Miki", wózek, spacer, auto, dom, drugi obiad Hałabały (mama AmAmamama), zabawa, Olek się ogarnia, ja mogę ściągnąć buty ;) i coś zjesc, czekanie na tatę, ew. jakiś spacer zakupowy (choć coś ostatnio wyjadamy resztki lodówkowe), tata, kąpanie, jedzenie, spanie, chwila dla siebie, wiadomości, Na Wspólnej i już, koniec dnia.

I niby wszystko uporzadkowane i powinnam się dobrze zorganizować, a ja jakaś jestem roztrzepana. Milion nie dopiętych rzeczy (Oczywiście przypomina mi się po fakcie), rachunki, brak środków na koncie, katary i kaszle Hałabały, alergia i jakiś dziki okres płaczu przy każdym głośniejszym dźwięku. Powiecie, samo życie. :) I macie racje.

Jestem wielką fanką życia i czerpania z niego radości! żeby nie było. Ale życie się ciągle zmienia i coś ostatnio nie nadążam.
Musy z przepisu Ady mi się popsuły, bo słoiki nie chwyciły (wszystkie... :./) Dostałam mandat za parkowanie pod żłobkiem bez biletu, w pracy jakiś marazm totalny, Olkowi alergia się rzuciła na jelitka, kasy brak, rachunków milion, Święto Zmarłych za pasem, przypaliłam wczoraj garnek, dziś pojechałam z wózkiem w bagażniku do pracy, bo zapomniałam go wyjąć i RD z Hałabałą lecieli nóżkami do żłobka (co, zważywszy, że mieszkamy w Poznaniu, nie jest takie hop siup), a najprostszy pod słońcem przepis na szarlotkę sypaną byłam schrzaniłam, bo zagniotłam ciasto z tłuszczem i zrobiłam z tego sypaną.... ale kruszonkę.

Kocham swoje życie i te przeboje moje też i wpadki i żale i nawet brak kasy, bo wiem, że sobie poradzimy :) Marudzę, bo mi marudno (tak by to określił RD)

A że Zaczęłam wspomnieniowo, więc wracam do wątku. 2 lata temu spędzałam swoje rozmyślania nad życiem przy kawie troszkę inaczej... w Stambule na mojej samotnej wyprawie. Bardzo się cieszę z tego wyjazdu, że się zdecydowałam, że RD mnie wspierał, że się w końcu odważyłam (samotna kobitka bez orientacji w 16milionowym mieście, to jednak nie byle co) Dzielę się z wami fotkami. I polecam każdej Kobiecie taki wyjazd, samoocena wzrasta tysiąckrotnie! :)






11 października 2011

Jesień, jesień, wodę w butach niesie :))

Dawno mnie nie było, ale zabiegana jestem. I jakoś i czasu i weny brak, może nawet trochę depresyjnie się  zrobiło. Ale ogarniam się :D
Porobiłam pyszne musy dyniowo-jabłkowe z przepisu Ady, dodałam do nich cynamon i mam nadzieje, że juz niedlugo bedziemy próbować. :) Dziś czeka mnie obróbka jabłek i gruszek, więc kolejne musy do kolekcji zimowej! Zrobiłam wymiankę z mamą na słoiki z pyszną marynowaną papryką i ogóreczkami w chili i piklami szwedzkimi i galaretkami malinowymi. Same pyszności! :)

Choć wcale mi do zimy nie tęskno. Nic a nic! Szczególnie, że Hałabała zmienił żłobek na państwowy i w innym miejscu  i muszę po niego jeździć autem (olaboga!!!) Koszmar! Wczoraj stałam w korkach 2h. Sklęłam Poznań na czym świat stoi, potem siebie, za to, że muszę tu mieszkać, i że Hałabała musi tu mieszkać. Eh, mam nadzieje, że Bóg mi te wszystkie klątwy wybaczy.

Za to weekend wyborczy spędziliśmy na naszej działeczce! Było cudnie i pogoda dopisała i ognisko było wielkie i nawet posadziłam pierwsze drzewko! Małą, brzydką, krzaczastą i połamaną brzózkę. A co, niech rośnie jak królowa! I akacje posadziłam i ... innych samosiejek w okolicach niestety nie znalazłam. hihi
Hałabała miał melodie do spania, wiec imprezkę przespał i obudził się na koniec. :)
A tu kilka fotek:


        A to moja własna osobista łąka :) I moje własne osobiste  dzikie kwiaty!

Olek szalał w drodze do rzeki! Ledwo go babinka utrzymała.
W końcu wylądował u taty na barana!
A potem przejął go dziadzia
A takie tam są widoczki, jak z widokówki! Ktoś chętny na pobyt?
Sielsko, anielsko i spokojnie. Po prostu bajka!





18 września 2011

Jesssst Imprezka!

Roczek, roczek i po roczku :)
Imprezka się nad wyraz udała, choć ja, jak to ja, miałam chaos kuchenny, czyli siedziałam w kuchni cała rumiana i podekscytowana i nie wiedziałam w co ręce włożyć. hihi, grunt, że nikt głodny nie wyszedł. Choć prawie zapomnieliśmy o szampanie!!!

Przepis na strogonoffa bazował na przepisie pookcooka tutaj Piszę "bazował" bo oczywiście wprowadziłam swoje ulepszenia ;) Jak to ja.
Bigosik z przepisu mojego-tutaj
Oprócz tego śledz pod buraczaną pierzynką i zwykła sałatka jarzynowa. :)) no i tyle z grubszych rzeczy.


A tort? a tort..... nieeeebo w gębie! No i w tym miejscu dziekuję utalentowanej Ali za to dzieło pyszne czekoladowo-wiśniowe. Wszyscy byli zachwyceni! Począwszy od Olka, którego urzekły dodatki (Aaaaa, rewelacyjne pszczółki i grzybki i jabłko z robaczkiem!) po moją mamę, tortową specjalistkę, która Psalmy pochwalne nam wyśpiewywała na temat, a to kremu, a to dodatku. Alu chylę czoła i wracam jak będzie okazja! :* Dziekujemy raz jeszcze!
Alę i jej cuda można znaleźć Tu!

A oto to pyszne cudo:


 Syn mój podczas tego sławnego roczkowego wybierania, wybrał różaniec, długopis i książkę. Tak więc rośnie mi w domu przyszły student teologii lub, jak orzekł dziadek, papież Pius XIV ;))) Choć ja tam wiem, że Olcio mechanikiem zostanie, bo kocha autka, albo wydawcą książek, bo naprawde je uwielbia. :)

A tak sobie Hałabała wybierał swoje życiowe drogi :)



Nie da sie ukryć, że książka zainteresowała go najbardziej. Choć dałam mu taką z nudną okładką i bez obrazków. Intelektualista mały. ;)


A taki byłem zmęczony na poimprezowym spacerku... Oj oj oj.