18 września 2011

Jesssst Imprezka!

Roczek, roczek i po roczku :)
Imprezka się nad wyraz udała, choć ja, jak to ja, miałam chaos kuchenny, czyli siedziałam w kuchni cała rumiana i podekscytowana i nie wiedziałam w co ręce włożyć. hihi, grunt, że nikt głodny nie wyszedł. Choć prawie zapomnieliśmy o szampanie!!!

Przepis na strogonoffa bazował na przepisie pookcooka tutaj Piszę "bazował" bo oczywiście wprowadziłam swoje ulepszenia ;) Jak to ja.
Bigosik z przepisu mojego-tutaj
Oprócz tego śledz pod buraczaną pierzynką i zwykła sałatka jarzynowa. :)) no i tyle z grubszych rzeczy.


A tort? a tort..... nieeeebo w gębie! No i w tym miejscu dziekuję utalentowanej Ali za to dzieło pyszne czekoladowo-wiśniowe. Wszyscy byli zachwyceni! Począwszy od Olka, którego urzekły dodatki (Aaaaa, rewelacyjne pszczółki i grzybki i jabłko z robaczkiem!) po moją mamę, tortową specjalistkę, która Psalmy pochwalne nam wyśpiewywała na temat, a to kremu, a to dodatku. Alu chylę czoła i wracam jak będzie okazja! :* Dziekujemy raz jeszcze!
Alę i jej cuda można znaleźć Tu!

A oto to pyszne cudo:


 Syn mój podczas tego sławnego roczkowego wybierania, wybrał różaniec, długopis i książkę. Tak więc rośnie mi w domu przyszły student teologii lub, jak orzekł dziadek, papież Pius XIV ;))) Choć ja tam wiem, że Olcio mechanikiem zostanie, bo kocha autka, albo wydawcą książek, bo naprawde je uwielbia. :)

A tak sobie Hałabała wybierał swoje życiowe drogi :)



Nie da sie ukryć, że książka zainteresowała go najbardziej. Choć dałam mu taką z nudną okładką i bez obrazków. Intelektualista mały. ;)


A taki byłem zmęczony na poimprezowym spacerku... Oj oj oj.


15 września 2011

Mój mały osobisty cud

Gdyby ktoś się mnie spytał czy pamietam co jadłam wczoraj na śniadanie, to miałabym problem, żeby sobie przypomnieć. Ale gdyby ktoś (uparcie) ponowił pytanie i zapytał co jadłam rok temu na śniadanie, to opowiedziałabym mu co do min. mój dzień od 4ej rano do 11.59.

Dziś mam na śniadanie suchą bułkę z ketchupem! (bo tylko to znalazłam w firmowej lodówce), wiec lux. :) Rok temu zjadłam bułeczkę z twarożkiem i parówkę. No i jak się później okazało, to był duży problem. No, ale od początku. Szczegółami zamęczać nie będę, obiecuję! :)

Rok temu 15 września 2010 w środę w południe urodził się mój maleńki brzdąc. Urodził się przez CC (taki miałam nakaz od początku ciąży) i choć w trudnej godzinie ZERO, czyli w pełnej gotowości , ze skurczami co 2min ordynator zakwestionował zasadność cesarki (na pewno ortopedzi się mylą! potrzebna jest nowa konsultacja! - teraz?) to po twardych negocjacjach z mojej strony (widok jak z Monty Pythona- rodząca cieżarna na "samolocie" w otoczeniu 20 lekarzy i pielegniarek, rzeczowo negocjuje warunki porodu z ordynatorem oddziału. Podczas gdy, dziecku od godziny znika tetno na ktg przy kazdym skurczu...)
Powiem jedno- to był dla mnie przeraźliwie ciężki czas. I wzdrygam sie na samą myśl o powtórce z rozrywki.
A gdy w końcu zapadła decyzja o CC i szłam na porodówke (tak! kazali mi iść) baaaaardzo długim korytarzem, a RD zupełnie nieświadomy machał do mnie zza szklanych drzwi (wtedy z bólami krzyżowymi chciałam go ubić za ten uśmiech). Gdy zestresowane (czemu tak poźno panią przysłali??) położne pokłuły mnie okropnie (gdzie są te żyły?), gdy krzyczałam na panie, które zadawały mi pytania z ankiety (A jaki zawód ma mąż?) podczas gdy memu dziecku znikał puls. I gdy w końcu zabrali mnie na salę, gdzie cudowna pani anestezjolog spłynęła na mnie jak anioł w tym chaosie, razem ze swoim spokojem i zrozumieniem i ciepłem.

A potem radość, na krótko, bo Aleksander urodził się malutki i musieli zabrać go do inkubatora.
Dziki wrzask mego syna, podziw lekarzy- Taki Mały, a taki Krzykacz!, 10 punktów. I te szeroko otwarte ciekawe, choć nic jeszcze nie widzące oczka, wielkie oczyska! i te pomarszczone od nadmiaru skóry czółko. Tak to był on, ciało z mojego ciała. Dotknęłam nosem jego noska i pomuskałam go chwile, szepnęłam parę ciepłych słów i już go nie było, zabrali go od mamy.
Bo stałam się mamą i choć zupełnie sobie z tego wtedy nie zdawałam sprawy, to był to najpiekniejszy moment mojego życia, mimo całej tej "brudnej" i stresującej otoczki.

Początki naszej wielkiej przygody były ciężkie, bo trochę sobie w szpitalu siedzieliśmy, jednym, drugim. Hałabała był bardzo ryczącym dzieckiem i do 7msca nie rozumiałam jak można cieszyć się z macierzyństwa. Może dołożył się do tego fakt, że walczyliśmy z RD sami z Hałabałą bez żadnej pomocy ze strony rodziny, która mieszka daleko. Może też to, że Olcio nigdy nie przesypiał nocy i budził się co 2h, a może i to, że był małym nerwusem.
W sumie to wszystko jest teraz tak mało ważne. :) Hałabała, synek mój najukochańszy, dziecko moje uśmiechnięte tymi swoimi 3,5 zębami, jeżdżące autkiem z tym swoim głośnym "Ruuuuu, Bruuu, Ruuuu", z rozpaczliwym "MaMAA" gdy jest mu źle i upartym "AmAmMamaAm" i wyciągniętym paluszkiem, gdy widzi, że na stole stoi talerz z widelcem. Mój mały czytelnik i fan największy książeczek, malinek z krzaczka i butów mamusi. Smakosz muzycznych klimatów Rockowych i teledysków z Shakirą, wielbiciel pelargonii i kociego ogona. Wielka przytulajka z efektem śpiewania i dawania mokrych całusków, mały podgryzacz wieczorny i zapalony fan swojego pluszowego, smrodliwego od ciągłego ciumkania pajacyka.

To jest właśnie Aleksander Andrzej, mój syn, którego kocham nad życie i za którego codzień dziękuję Bogu . Dziś skończył Rok. Początek wielkiej przygody rozpoczął się na dobre!


A że oczy mi się w międzyczasie spociły, załączam filmik propagujący czytelnictwo wśród najmłodszych. ;)
Fotki będą później, bo naprawdę brak czasu.

PS. MUSZĘ podziekować moim Wrzesniowym Mamuśkom za wsparcie! Dziewczyny, obyśmy się jak najdłuzej razem trzymały! W kupie siła! :)) Dzieki za wszystko.

14 września 2011

Historia kołem się toczy

Dokładnie rok temu umówiłam się z kumpelami na gorącą czekoladę i z wielkim brzucholem powędrowałam do Ptasiego Radia na szarlotke i czekoladę. A w nocy moje dziecię postanowiło zapukać do wrót bram mych i się zaczęło.

A jako,że było sporo przed terminem to byłam przekonana, że dopadły mnie te sławne "skurcze przepowiadające" od piatej rano więc, nie budząc RD, probowałam się trochę rozruszać. Wstawiłam pranie, wzięłam prysznic, przygotowałam wszystko na ciasto (w odwiedziny miał przyjechać mój brat z dziewczyną). Niespecjalnie to wszsytko pomogło, więc w końcu obudziłam RD, że chyba musimy jechać do szpitala sprawdzić te "skurcze przepowiadające" hehe.



I taki oto rozpoczęła sie wielka przygoda mojego i RD życia. Z przebojami, przejściami, stresem, szczęściem, niepewnością. Ale o tym ... jutro :)

Dziś historia zatoczy koło, gdyż, zupełnie nieświadomie, umówiłam się z tymi samymi kumpelami na wieczór do kina na przedpremierę Almodovara "Skóra, w której żyję" (własnie mnie to oświeciło). No cóż, chyba wypada zamówić mi szarlotkę i gorącą czekoladę. :)

8 września 2011

Jesień wrzosy plecie...


Zaniedbuję bloga, wiem, ale pisać posty bez zdjęć, bez ciekawości troche mi żal. Czekają do opisania pyszne musy cukiniowe i gruszkowo- jablkowe i nawet sernik pieczony, co mi połowicznie wyszedł i schabik w czosnkowej pierzynce..
Nic to, przepisy czekają w kolejce i jeszcze chwilę tam postoją. Hałabała chodzi do żłobka, ja przez remonty w Poznaniowie Wielkim muszę po niego drałować stopencjami w rozmiarze 37. I mimo, ze całkiem szybko nimi przebieram, to i tak godzina mi schodzi na tuptaniu. Niestety Hałabała MUSI zjeść po przyjściu drugi obiadek (MA!!! Am Am! Ma!) wiec jak mi w koncu uśnie na chwile, to ogarniam siebie, mieszkanie i spełaniam się Przetworowo, bo jakoś mnie tak ostatnio słoiki polubiły, A że to mój Przetworowy debiut, więc pochłaniam się mu bez reszty (w tym krótkim wolnym czasie).

Jesień za oknem, jesień mi się wpycha w sandałki (głównie gdy lęce po Hałabałę ;) ) i za uchem mnie miźnie często gęsto i włosy rozwieje (oj, fryzjer fryzjer gdzie jestes?). Na nieszczęście najgorzej jesień dotknęła wózek Hałabały, bo się zbuntował (krzyczał, ze chce lato i na zakupy!) a ja go po tych dziurawych chodnikach bezlitośnie kierowałam i przez zabłocone parki i parkany i strome schody (kto widzial żłobek bez podjazu? -Ja!). No i trzeba było wygmerać kilka stówek i zakupić wózkowego Dżipa, bo mówię stanowcze DOŚĆ! strajkującym wózkom :) Dżip ma przyjść dzisiaj i bardzo z tego jestem kontent :)

A tort na Roczek się robi. Uzdolniona Ala powiadomiła mnie, że małe cukrowe cudeńka- wisienki, jabłuszka, motylki, ślimaczki są już produkowane i ... nie moge się doczekać! Linka do Ali i jej cudeniek zamieszczę jak tylko spałaszujemy pysznego Jeżyka :) Swoje nowe rodzaje podniet określiłam jako Zmamuśkowienie.
Gdzie ja rok temu skora była pomyśleć, ze mnie cukrowa Gąsienniczka doprowadzi do drżeń serca i podskakiwania na krześle w pracy? Że ja? no ja przepraszam! Wyjazd w nieznane, nowy obiektyw, ciekawy konkurs, ukryty flirt w rozmowie jak najbardziej, ale słodka ozdoba? Nieee
No więc, oficjalnie zmamuśkowałam. I wcale mi nie jest z tym źle :)

A to moje foty popelnione zeszłych jesieni dwóch.





Wiecej fotek na mojej stronie- http://www.flickr.com/photos/sasanka3/

2 września 2011

1 września - Tup tup tup!

Dorośli żyją od Sylwestra do Sylwestra, a dzieci od września do września ;)


Hałabała zaczyna żłobkowanie (na razie po kilka godzin dziennie, a od pon już normalnie), mama ukradkiem ociera łezkę rąbkiem pieluchy tetrowej z resztkami Hałabałowego obiadku, tata jest dziarski i żartuje. A kot? hmm, kot ma od tygodnia focha. Ale mam nadzieję, że mu przejdzie, gdyż przypadkiem odkryłam źródło jego złego humoru; mianowicie Hałabała namiętnie go dopada i wyrywa mu garściami sierść, którą następnie pakuje do buzi cały zadowolony (kot, jak się można domyślić, mniej).

No i siedzę sobie cała jakaś taka zamyślona i podenerwowana w pracy, Olcio już w żłobku (jeszcze nie ryczy jak tam idzie, ale pewnie to i też nas czeka).


A największym newsem jest to, że wczoraj zrobił SAM kilka kroczków!
I choć wiedziałam, że to w najbliższym czasie nastąpi, to zaskoczyło mnie moje własne, jak po maratonie bijące, serce i ogromna radość z mojego małego Syneczka, który wcale a wcale nie bał się upadku i kroczył dumnie, by paść swej mamie w ramiona. :)


Świadkiem drugiej samodzielnej próby z chodzeniem był godzinę później tata, tak więc oboje rodzice przeszczęsliwi wieczorkiem  opili winkiem z ciocią Igą postępy naszego Milusińskiego.

I tyle, wracam do pracy.