31 października 2011

Żółto nam wokoło!

Piękny to był weekend, pogoda wspaniała, choroby nie dokuczały tak bardzo. W niedzielę postanowiliśmy w końcu wypełznąć na słońce i.... słońce się na nas, za zbyt długą nieobecność, wcale nie obraziło, ani nas nie poraziło, ani nie spaliło, a tylko nam pięknie zza drzew i chmur kukało i przyświecało. :)

Olek zbojkotował wózek swój terenowy, ku udręce rodziców i nieszczęśliwej swej głowie, która doznała urazu na zakończenie spaceru. Mianowicie, syn postanowił, ni z tego, ni z owego, przy upadku podeprzeć się głową. Niestety z marnym skutkiem dla upadku i dla głowy. Głowa, na szczęście, nie wymagała szycia, ale dziurka w czole jest całkiem konkretna. Dzielne dziecko szybko o sprawie zapomniało i podśpiewywało sobie w drodze do domu, którą to mama nieporadnego syna przebiegła sprintem z potomkiem na plecach. A oto jesienne fotki z naszego spacerku :)










A byliśmy tez pod Gnieznem odwiedzić grób prababci, która niestety nie zdążyła poznać Olka. Jest to tym bardziej smutne, gdyż, po jej śmierci okazało się, że nasz Hałabała urodził sie w tym samym dniu co ona. A dowiedzieliśmy się tego z aktu zgonu...
Hałabała dopilnowywał, by kwiaty dobrze prezentowały się na rodzinnym grobie.




26 października 2011

Chorubździele

Chorujemy sobie w naszym małym zakatarzonym mieszkanku, w naszych małych zakaszlanych łóżeczkach. Jemy nasze małe rozgorączkowane śniadanka i nie dość rozgrzane obiadki.
W sumie nie jest źle i jakoś dajemy radę z naszymi małymi nieusłuchanymi ciałkami. 
Tylko niestety, "nasze" małe wredne mikroby zadomowiły się dość mocno i ciężko je eksmitować. Szczególnie,że sezon nieciekawy i są chronione prawem.
A może tak mały odkażający "szczeniaczek"?
Chyba tak!



24 października 2011

Przemijanie...

Czymże jest śmierć człowieka w obliczu wszechświata?
No czym?
katastrofą?
złą chwilą?
a może nic nie znaczącym etapem żyjącej istoty?


Śmierć człowieka może i nic czasem nie znaczy, ot zgasła świeczka. Kolejne przecież ciągle świecą...
Śmierć dobrego człowieka, boli.
Na śmierć przyjaciela, nie ma słów. Jest tylko duszący żal, wielka gula w gardle i rzadki, rozrywający piersi szloch.

Żegnaj pani Basiu....
do zobaczenia po tamtej stronie....
wiem, że czekasz.
Bardzo w to wierzyłaś... w to całe Królestwo Boże, w ten Boży Plan...
Wierzę Ci i dziękuję za wszystko..


George Michael





20 października 2011

19-10-2011

Czwartek już. Popędził ten tydzień.
Siedze przy kawie i naszły mnie wspomnienia.

Jestem zabiegana wewnętrznie. Niby dni do siebie podobne; pobudka, mleko dla Hałabały, skrobanie auta, milion świateł, praca, nudy, kawa, spotkania, auto, światła, korki, kombinacje alpejskie z parkingiem, żłobek, rozespany synek, paluszek w Kubusia Puchatka, "pokaż mamie, gdzie jest Myszka Miki", wózek, spacer, auto, dom, drugi obiad Hałabały (mama AmAmamama), zabawa, Olek się ogarnia, ja mogę ściągnąć buty ;) i coś zjesc, czekanie na tatę, ew. jakiś spacer zakupowy (choć coś ostatnio wyjadamy resztki lodówkowe), tata, kąpanie, jedzenie, spanie, chwila dla siebie, wiadomości, Na Wspólnej i już, koniec dnia.

I niby wszystko uporzadkowane i powinnam się dobrze zorganizować, a ja jakaś jestem roztrzepana. Milion nie dopiętych rzeczy (Oczywiście przypomina mi się po fakcie), rachunki, brak środków na koncie, katary i kaszle Hałabały, alergia i jakiś dziki okres płaczu przy każdym głośniejszym dźwięku. Powiecie, samo życie. :) I macie racje.

Jestem wielką fanką życia i czerpania z niego radości! żeby nie było. Ale życie się ciągle zmienia i coś ostatnio nie nadążam.
Musy z przepisu Ady mi się popsuły, bo słoiki nie chwyciły (wszystkie... :./) Dostałam mandat za parkowanie pod żłobkiem bez biletu, w pracy jakiś marazm totalny, Olkowi alergia się rzuciła na jelitka, kasy brak, rachunków milion, Święto Zmarłych za pasem, przypaliłam wczoraj garnek, dziś pojechałam z wózkiem w bagażniku do pracy, bo zapomniałam go wyjąć i RD z Hałabałą lecieli nóżkami do żłobka (co, zważywszy, że mieszkamy w Poznaniu, nie jest takie hop siup), a najprostszy pod słońcem przepis na szarlotkę sypaną byłam schrzaniłam, bo zagniotłam ciasto z tłuszczem i zrobiłam z tego sypaną.... ale kruszonkę.

Kocham swoje życie i te przeboje moje też i wpadki i żale i nawet brak kasy, bo wiem, że sobie poradzimy :) Marudzę, bo mi marudno (tak by to określił RD)

A że Zaczęłam wspomnieniowo, więc wracam do wątku. 2 lata temu spędzałam swoje rozmyślania nad życiem przy kawie troszkę inaczej... w Stambule na mojej samotnej wyprawie. Bardzo się cieszę z tego wyjazdu, że się zdecydowałam, że RD mnie wspierał, że się w końcu odważyłam (samotna kobitka bez orientacji w 16milionowym mieście, to jednak nie byle co) Dzielę się z wami fotkami. I polecam każdej Kobiecie taki wyjazd, samoocena wzrasta tysiąckrotnie! :)






11 października 2011

Jesień, jesień, wodę w butach niesie :))

Dawno mnie nie było, ale zabiegana jestem. I jakoś i czasu i weny brak, może nawet trochę depresyjnie się  zrobiło. Ale ogarniam się :D
Porobiłam pyszne musy dyniowo-jabłkowe z przepisu Ady, dodałam do nich cynamon i mam nadzieje, że juz niedlugo bedziemy próbować. :) Dziś czeka mnie obróbka jabłek i gruszek, więc kolejne musy do kolekcji zimowej! Zrobiłam wymiankę z mamą na słoiki z pyszną marynowaną papryką i ogóreczkami w chili i piklami szwedzkimi i galaretkami malinowymi. Same pyszności! :)

Choć wcale mi do zimy nie tęskno. Nic a nic! Szczególnie, że Hałabała zmienił żłobek na państwowy i w innym miejscu  i muszę po niego jeździć autem (olaboga!!!) Koszmar! Wczoraj stałam w korkach 2h. Sklęłam Poznań na czym świat stoi, potem siebie, za to, że muszę tu mieszkać, i że Hałabała musi tu mieszkać. Eh, mam nadzieje, że Bóg mi te wszystkie klątwy wybaczy.

Za to weekend wyborczy spędziliśmy na naszej działeczce! Było cudnie i pogoda dopisała i ognisko było wielkie i nawet posadziłam pierwsze drzewko! Małą, brzydką, krzaczastą i połamaną brzózkę. A co, niech rośnie jak królowa! I akacje posadziłam i ... innych samosiejek w okolicach niestety nie znalazłam. hihi
Hałabała miał melodie do spania, wiec imprezkę przespał i obudził się na koniec. :)
A tu kilka fotek:


        A to moja własna osobista łąka :) I moje własne osobiste  dzikie kwiaty!

Olek szalał w drodze do rzeki! Ledwo go babinka utrzymała.
W końcu wylądował u taty na barana!
A potem przejął go dziadzia
A takie tam są widoczki, jak z widokówki! Ktoś chętny na pobyt?
Sielsko, anielsko i spokojnie. Po prostu bajka!