30 stycznia 2012

Zmroźliwy chichot zimy

To chyba zima albo zimowe psoty. Mróz za oknem, mróz wlazł mi w chłodnice ( i mi się świeci), mróz w moich dłoniach na zamarzniętej kierownicy, wreszcie mróz w moich super-hiper-zarąbiasto-ciepłych butach, wlazł tam i się kokosi, a na me groźby pokazuje mi zmarznięty uśmiechnięty zadek...

Nienawidzę mieć zmrożonych stóp, zimne mogą sobie być, ale zmrożone nie! Mrożony to ja lubie lód do martini i niewiele więcej.

Jęcząca zadzwoniłam do RD pożalić mu się. A on, jak to facet, zaraz znalazł proste rozwiązanie- Zrób sobie herbatę! No oczywiście, że ja na to nie wpadłam!
Tylko dwie kwestie:
1. Jak wsadzić stopy do szklanki z herbatą?
2. I co powie na to mój szef?

:))

Zaczytuję się dziś w Zorkowym Małym Be i co tu dużo mówić, sikam po nogach, majty można wykręcać :)) Polecam!



aha, Karlitka wytypowała mnie do zabawy w seriale :)



No i będzie klops, bo ja średnio ostatnio serialowa :) Jeśli już coś oglądam to jest to najczęściej Elmo, razem z Hałabałą, który go wprost uwielbia. A to nasza ulubiona piosenka :)



Drugim serialem jest South Park w wersji oryginalnej (tłumaczenie polskie zabija cały sens) Wiem, wiem, niewiele osób to lubi, ale uważam, że serial świetnie wprost wytyka ironię naszych czasów i hipokryzję wielu aspektów życia (no ale trzeba czytać miedzy wierszami) Są odcinki gorsze, są i kultowe. Jak mam z RD czas to sobie na lapku oglądamy wieczorem.



A tak już zupełnie osobiście, to ja pasjami uwielbiam/łam serial Przystanek Alaska, którego juz nigdzie nie puszczają.


No i Star Trek!


No i chyba to tyle. Czasem oglądnę Housa, ale już jest przesadzony i zaczyna mnie nudzić, Na Wspólnej przy prasowaniu stery ciuchów czy Kuchenne Rewolucje Magdy Gessler. :)

Teraz chyba mam kogoś wytypować, żeby zaprezentował swoich serialowych faworytów.
Typuję więc Arco, 
Szewca bez butów
 i Adę z Drobiazgów Domowych ;) 
Miłej zabawy dziewczynki! :)


25 stycznia 2012

tło

No i nie umiem umieścić fotki tła, tak by było na całej powierzchni bloga.
Cóż za antytalent! grrrr

Tło bedzie więc tutaj, bo choć nieco starawe, to bardzo lubię to zdjęcie.




23 stycznia 2012

Kontakt III stopnia nawiązany

Dziś dzień, który koniecznie muszę odnotowac w swoim prywatnym kalendarzu, mianowicie, dzień pierwszej sensownej wymiany zdań z moim synem. Obojgu nam sprawiło to nie lada satysfakcję. Rzecz dotyczyła spraw przyziemnych i przebiegła mniej wiecej tak:

-Yyyyy! (i paluch w książkę) 
-Synku, to jest choinka.
- Yyyyy! ( i paluch w drzwi balkonowe)
- Tak dziecko, na balkonie też stoi twoja choinka i sobie moknie. A wiem, że w żlobku też macie choinkę (panie się już trochę skarżą, że Olek strasznie maltretuje to drzewko). Lubisz żłobkową choinkę?
- (Syn potakuje. A potem zaczyna się śmiac, a ja razem z nim. :)))

Tak wiem, marny przykład. Byle co. Ale pojęcia nie macie, jak ta nic porozumienia nas w tym momencie zjednoczyła. To obopólne zrozumienie i ten błysk w oku. Bezcenna chwila.


22 stycznia 2012

skrybowanie



Odkopalismy Skrybe czy tam Scrabble, jeden pies. Zasada jest jedna- nie kłócimy się, bo inaczej koniec z gry. 

Z tego to tez powodu Scrabble zarastało kurzem na półce. Poszło o "bebelóstwo" (co do "ó" to nie jestem pewna czy poprawne), RD nawymyślał mi, że takiego słowa nie ma, że nie istnieje, że nawet wujek google go nie zna, więc jestem okropną kreatorką słów i gram nie fair. JAK TO, że niby JA? i jak tego słowa nie ma, jak jest i pół mojej rodziny go używa, w tym 3 pokolenia. Jak można insynuować, że ja oszukuję, JA? 

no i jakoś na tym etapie ostatnio zakończyliśmy granie.

A dzis skryba odkopany na nowo :) Ku wspólnej uciesze. I 1,5h wymyślania czegoś ambitniejszego niż tylko "fiu", "syf" czy "dip" ;)) Nie było na szczęście, az tak żle. Choć w międzyczasie dostało mi się na dupę za "łe" a RD za "ziup" (że niby jak zapinasz zamek ZIP to się robi takie "Ziup ziup") Grę polecam :) Teraz polujemy na jakąś promocję "Carcasone", bo nas kilka razy wciągnęło, a nie posiadamy.

PS. Angina dziś dopiero polazła precz. Ufff. Poza tym, jak można napisać na ulotce od penicyliny, że ma delikatny owocowy smak?? no ja was proszę. Zresztą jak to połknąć, jak jest toto wielkości małej przepiórki, a gardle ma się szparę jak ucho od szpilki? ;) no, ciężko ciężko

19 stycznia 2012

to już jest naprawdę nudne!

no naprawdę!
Ile można?
Jestem koszmarnie tym znudzona...
Uwaga, uwaga, mam po raz pierwszy w życiu ropną anginę i ponoć zarażam.

Niech to Pierun Gwiaździsty strzeli!

Gdzie ta ZIMA ja się pytam, gdzie mrozy, śniegi i inne zawieruchy? Dlaczego ja mam za oknem mokrą ciapę i szaro brudne ulice? AaAAAAAAaaaAAA, jak Hałabała to złapie, to ja się chyba ostentacyjnie powieszę na tej mokrej, brudnej gałęzi za balkonem. :P

15 stycznia 2012

Karny Kątek

Zdecydowaliśmy wczoraj z RD, że wprowadzamy karny kątek dla Olcia. Dzieć jest niemożliwym rozrabiaką i trzeba go jakoś opanować, bo narazie na każde- Nie wolno- jest szyderczy śmiech.
Tak więc, przekonani programem Niani Zawadzkiej o dobrodziejstwach Karnego Jeżyka czy innego mniej popularnego zwierzęcia, postanowiliśmy spróbować.

Hałabała ma, doprowadzającą nas do pasji, manię walenia swoimi resorakami w szybę witrynki (z całym rodowym szkłem). Oczywiście szyba witrynki, jeśli aktualnie nie jest "walona", to jest również obcałowywana, ośliniona i "załapowana" brudnymi rękami. Ogólnie całe mieszkanie wygląda podobnie, ale się uparłam byłam i powiedziałam, że witrynki nie oddam! Moja Ci ona i już!

No i wczoraj akcja- Olo wali w witrynkę metalowym autem i z rozbrajającym oślinionym (idą mu czwórki) uśmiechem na gębie szczerzy do nas te swoje szczerbate zęby nie przestając napieprzać w szybke. Cierpliwa ja wzięłam to na siebie i mówię:
-Olo, nie wolno walić w szybkę, bo sie stłucze. Jak nie przestaniesz to będziesz miał kare i pójdziesz do kąta. (Dumna z siebie, że mi to tak dobrze wyszło i to za pierwszym razem! obserwowałam, jak zaciekawiony wywodem syn z jeszcze większą zapalczywościa nachrzania w szybę. Gul mi skoczył.)
-Synu, przestań uderzac w tą witrynę, bo będziesz miał kare!
-Bum bum bum! (dodajmy, że doszedł szyderczy śmiech)
-Olek, jak jeszcze raz walniesz w szkło, to KARA!
-BumbumBUM!!!! Hahaha!
Oj, to juz było za dużo. Syn prawie, że poleciał do kąta.
Siadłam tam z nim i nastawiłam się, że: A bedzie ryczał; B bedzie uciekał; C wpadnie w histerie. No i tu też mnie zaskoczył, bo syn usiadł uchachany i rechotał się, jak głupi do sera.
Zdurniałam (takiego przykładu sobie z nianii nie przypominałam :P )
Próbowałam się nie śmiać, ale było ciężko.
Próbowałam tłumaczyć małemu głupeczkowi, co zrobił źle i czemu ma tą "karę" (w założeniach syn miał być nieszczęśliwy i pokornie słychać wywodu, by potem z pokorą przytulić się do mamy)
Na koniec Młody zrozumiał jednak, że coś jednak jest na rzeczy, bo zaczął jęczeć. Ale minuta minęła, więc kazałam mu się przytulić i jeszcze raz mu przypomniałam za co siedział (i dobrze się kurna bawił ;) )
No i tyle. Pierwsze koty za płoty. Nauczona doświadczeniem nianii Zawadzkiej, wiedziałam, że takich powtórek czekają mnie dziesiątki czy setki, ale byłam zdeterminowana, RD również.
Dzisiejszy niedzielny poranek. Sielsko anielsko, leniwie, po prostu idealnie. Pospaliśmy do 7.30 (szok!!!) mimo kilku pobudek w nocy (Olek po rotawirusie złapał mega kaszel. Pomógł nam Diphergan!)
Idziemy do pokoju, dorośli z kawą, młody oczywiście z samochodzikiem. I co robi moje dziecko? Oczywiscie leci do witrynki i nawala w szkło.
Ufff (wzdechnęłam sobie)
Dziecko zadowolone, czeka na słowa "nie wolno", wtedy rodzice tak fajnie czerwnieją i zawsze podlatują i zabierają je gdzieś dalej, skąd dziecko może radośnie podlecieć sobie z powrotem do szyby (to się chyba nazywa parcie na szkło ;))
Tak więc ja, nastawiona na długi proces wychowawczy zaczynam wywód- Olo, jak bedziesz tak robił to dostaniesz karę i pojdziesz do kąta.

i tu zonk....

Syn zastanowił się 3sek i ...poszedł do kąta.
Sam.
I usiadł tam.
Sam.
I siedział i patrzył na nas ze smutną miną.
I wywoływał u swoich rodziców poczucie winy.

Posiedział chwilę, wstał i poszedł się bawić z kotem... Rodzice, pozbierali szczęki z podłogi i zachowując powagę (w końcu potomek patrzył) wysiorbali zimną już kawę.

Żeby było lepiej, syn dziś kolejne dwa razy usłyszawszy słowo - KARA- poszedł sam do kąta i siedział z miną aniołka. Wiecie jak się czuję? Jakby to cwane Małe Gówno wychowywało nas, bo kończy się na tym, że prosimy go, by łaskawie opuścił  swój karny kącik i przyszedł do nas. :)

A oto ten ewenement w swoim karnym kąciku. Siedzi i przyprawia rodziców o poczucie winy ;)) Skubaniec mały.


13 stycznia 2012

Piatek 13go, nie ma tego złego :)

Ogólnie lubię piątki :)
Jako dziecko miałam w głowie czy tam wyimaginowany przed oczyma wyobraźni (buhaha) podział dni tygodnia na kolory- pon był czarny, wtorek-brązowy, środa-ruda, czwartek-pomarańczowy, sobota -biała, niedziela-żółta, a piątek był czerwony. Nie pytajcie, dzieci mają przecież różne fobie :D Ta była jedną z tych moich mniejszych. W sumie to nie wiem czemu piątek był czerwony (jako dzieciak uważałam, że to cytuję "Wieśniacki" kolor) ale do dziś te kolorowe skojarzenia we mnie przetrwały i żyją. :)


No więc piątek jest super kochanym przeze mnie dniem, ale dzisiejszy zaczął się ciut za wcześnie, bo jakoś 2 minuty przed czasem o 23:58. Olek się obudził z rykiem czy raczej obudziły się jego "czwórki" i te paskudnice obudziły i nas i kota (i sąsiadów pewnie też). Kot oczywiście strzelił focha i z głośnym oburzeniem powędrował do łazienki grzać dupę w brudnym praniu pod grzejnikiem. Olek dostał ibum, wypił mleko i poszedł łaskawie spać, rzecz jasna, po jakiś 20min stękania i wstawania do niego co 3min na zmianę z RD.

O 5.30 obudził się rześki jak skowronek, w przeciwieństwie do mnie, która to ja musiałam przez 3 min rozwierać paluchami swe brązowe oczyska z oczościsku. Ciężkie przebudzenie. No, ale nic bardziej nie pobudza niż stojący w łóżku metr dalej 15 miesieczniak z paluchem wyciągniętym w moją stronę i krzyczący Łaaa Łaaa, ale to nie on mnie wygonił z łózka! tylko ta wredna myśl- "On ma gołe stopy, on ma gołe stopy! zaraz się przeziębi" Bycie matką skazuje mnie na bezsenność i wrzody. :)

A teraz siedzę w pracy i...szukam stroju na Bal Przebierańców. Nie! nie dla mnie! dla Hałabały. I wbrew pozorom nie jest to łatwe zadanie. Musi być ładnie, zdrowo, nie za ciepło, nie tandetnie, wygodnie, bez dodatków do reki. Chciałam aniołka (tak przekornie), nie znalazłam. Postawiłam na diabełka, ale tyż nic. No wiec może jakaś pszczółka, ups, truteń chciałam powiedzieć. Młody przynajmniej wie co to :) 
Jestem na etapie poszukiwań.


A za oknem szaro buro brudno, ale mam rogala na twarzy, bo zamówiłam słońce na weekend i potwierdziło, że zajrzy. Jupi! :))

5 stycznia 2012

Zło wcielone

W moje dziecko wstąpił szatan.

Ujawnia się w wykrzywionym grymasie twarzowym i odgłosie Łaaaaaaa, gdy syn do mnie biegnie i rzuca się lotem ślizgowym najczęściej nietrafiając we mnie, po czym rozplaskuje się z głośnym tąpnięciem na podłodze i zaczyna histerię. (Histeria- czyt.- naprężone i wygięte  w łuk ciało osobnika przy równoczesnym wydawaniu chrapliwych dźwięków paszczą, z otworów nosowych, gębowych i oczu wydobywa się ciągnąca ciecz, jednocześnie paszcza czerwienieje i pozostaje w rozwarciu)

Szatan ujawnia się też, gdy syn robiąc zakazane rzeczy patrzy się rodzicielce prosto w oczy i szatańsko chichocze. A zrugany robi to 10 razy szybciej i śmieje się 5 razy głośniej.

Wczoraj szatan przybrał cwańszą postać, mianowicie, zrugany, zaryczany syn, po 5 z kolei histerii i obślinieniu nią połowy mieszkania przyszedł przytulić się do swej rodzicielki, któraż to rozczulona ze zdziwieniem stwierdziła, że to Nasienie Zła wcale się nie przytula, tylko odgryza mi guzika od bluzy!!!

No i masz ci los. Bunt dwulatka uważam za oficjalnie rozpoczęty.

4 stycznia 2012

Happy Birthday!

Nowy Rok nowym rokiem, spokojnie cicho, błogo. Mimo chorowania, suchotów rodzinnych i braku snu. Przemiło było. Postanowień nie poczyniłam oprócz jednego wspólnego z RD, mianowicie więcej seksu, bo coś się ostatnio zaniedbaliśmy. :)) Tak więc jedno postanowienie już jest, myślę, że spełnianie go pójdzie mi/nam lepiej niż coroczne (moje) - "będę się więcej ruszać", "nie będę potajemnie i jawnie obżerać się czekoladą" czy w końcu "zacznę biegać". Tak więc postanowienia te, wpędzające mnie w depresję z powodu ich awykonalności, czy to z braku czasu, czy z lenistwa, zarzuciłam na rzecz czegoś bardziej adekwatnego dla matki, żony i kobiety pracującej zawodowo... a także kobiety po 30tce, bo wczoraj mi stuknęła.

Zmiana kodu z 2 na 3, acz podniecająca (Bosh, czy zapamietam, że mam teraz "Trójkę" z przodu??) nie poczyniła w moim życiu większych zmian. Choć ciężko to już stwierdzić, bo imprezka urodzinowa dopiero w piątek. Kto wie, może do tego czasu dostanę objawienia i zostanę innym człowiekiem? haha, oby tylko lepszym, niż teraz! ;)) 

Tak więc urodziny urodzinami, ja, jako po części prawdziwa kura domowa, żyję aktualnie przygotowaniami do imprezki, co by mi (nie daj Boże!) nikt o głodnym i suchym pysku nie siedział. :))
Za to dzień urodzin był bardzo miły i prawie tak samo błogi jak święta (prawie, bo Olcio właśnie rozpoczął bunt dwulatka). Miałam w ten dzień urlop, by z synem odwiedzić pana Alergologa (nie ma zmiłuj!), RD pracował z domu, bo chory (suchoty ma najgorsze) no i tak rodzinnie było :) Hałabała sprezentował mi 3 kupy, kot obżarł mi fikusa, RD zakaszliwał mi wszystkie telefony z życzeniami, a znajomym urodził się synek ANTEK!!! i to prawie w południe, jak ja! Naprawdę piękny czas, nawet słońce cały dzionek świeciło.


A że imprezka skromna, to zrobiłam ciasto czekoladowe. Widoku wam oszczędzę, bo przy waszych wypiekach, moje skromne dzieło mogłoby pokusić się li i tylko o uśmieszek kątem ust. ;)

Pozdrawiam Wszystkie Styczniowe Koziorożce!