4 czerwca 2011

Sobotnie Przemyślenia

Sobota. Jeju, już 14ta! :) a może dopiero.

Chłopaki śpią po obiedzie. Hałabała miał dzisiaj kurczaka z ziemniakiem, szparagami i toną zielonej pietruszki, a RD home-made kebab. Obiadek Hałabały znalazł się dziś nie tylko w strefie zagrożenia (czyli- mama karmiąca, Hałabała i krzesłko), ale też dywan, włosy, nawet firankom i kotu sie oberwało. No rozwija mi się dziecię, rozwija.

No a teraz śpią, a ja myję okna. Niestety myję czysto teoretycznie, bo narazie jestem na etapie planowania, że trzeba to zrobić, hihi.

Zajmuje mnie ostatnio myślenie o własnym kawałku, nieważne czy podłogi czy zachwaszczonego trawnika, byle był swój własny. Dość mam starego przypleśniałego brodzika w klaustrofobicznej łazience z popsutym kibelkiem. Kuchni załadowanej meblami, których nie znoszę, żółtych ścian. Eh, w ogole wszystkiego. Aż mnie ciało swędzi jak o tym myślę. Niedługo trójka na karku, a własnej własności oprócz kota i Bory Bory brak. Co do Bory Bory to szarpnęliśmy się i kupiliśmy wielosezonowe opony (w sumie to już musieliśmy, bo te zimowe przy 30stopniach to się trochę kleiły do asfaltu, Nie mówiąc już o tym, jak piszczały przy każdym skręcie. No i były łyse...). Plus nowych opon jest taki, że mogę się wreszcie rozpędzić, tak, jak lubię, bo lepiej hamują. Szkoda tylko, że całą drogę do pracy mi remontują i lecę pędzę całe 50km/h/.
Oh, ten wiatr we włosach, a nie to tylko dmuchawa jest na 3ce...
No, ale jak już skończą ten remont... to ja już im pokaże (tym oponom, oczywiście) kto tu rządzi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz