Sobota. Jeju, już 14ta! :) a może dopiero.
Chłopaki śpią po obiedzie. Hałabała miał dzisiaj kurczaka z ziemniakiem, szparagami i toną zielonej pietruszki, a RD home-made kebab. Obiadek Hałabały znalazł się dziś nie tylko w strefie zagrożenia (czyli- mama karmiąca, Hałabała i krzesłko), ale też dywan, włosy, nawet firankom i kotu sie oberwało. No rozwija mi się dziecię, rozwija.
No a teraz śpią, a ja myję okna. Niestety myję czysto teoretycznie, bo narazie jestem na etapie planowania, że trzeba to zrobić, hihi.
Zajmuje mnie ostatnio myślenie o własnym kawałku, nieważne czy podłogi czy zachwaszczonego trawnika, byle był swój własny. Dość mam starego przypleśniałego brodzika w klaustrofobicznej łazience z popsutym kibelkiem. Kuchni załadowanej meblami, których nie znoszę, żółtych ścian. Eh, w ogole wszystkiego. Aż mnie ciało swędzi jak o tym myślę. Niedługo trójka na karku, a własnej własności oprócz kota i Bory Bory brak. Co do Bory Bory to szarpnęliśmy się i kupiliśmy wielosezonowe opony (w sumie to już musieliśmy, bo te zimowe przy 30stopniach to się trochę kleiły do asfaltu, Nie mówiąc już o tym, jak piszczały przy każdym skręcie. No i były łyse...). Plus nowych opon jest taki, że mogę się wreszcie rozpędzić, tak, jak lubię, bo lepiej hamują. Szkoda tylko, że całą drogę do pracy mi remontują i lecę pędzę całe 50km/h/.
Oh, ten wiatr we włosach, a nie to tylko dmuchawa jest na 3ce...
No, ale jak już skończą ten remont... to ja już im pokaże (tym oponom, oczywiście) kto tu rządzi!
Chłopaki śpią po obiedzie. Hałabała miał dzisiaj kurczaka z ziemniakiem, szparagami i toną zielonej pietruszki, a RD home-made kebab. Obiadek Hałabały znalazł się dziś nie tylko w strefie zagrożenia (czyli- mama karmiąca, Hałabała i krzesłko), ale też dywan, włosy, nawet firankom i kotu sie oberwało. No rozwija mi się dziecię, rozwija.
No a teraz śpią, a ja myję okna. Niestety myję czysto teoretycznie, bo narazie jestem na etapie planowania, że trzeba to zrobić, hihi.
Zajmuje mnie ostatnio myślenie o własnym kawałku, nieważne czy podłogi czy zachwaszczonego trawnika, byle był swój własny. Dość mam starego przypleśniałego brodzika w klaustrofobicznej łazience z popsutym kibelkiem. Kuchni załadowanej meblami, których nie znoszę, żółtych ścian. Eh, w ogole wszystkiego. Aż mnie ciało swędzi jak o tym myślę. Niedługo trójka na karku, a własnej własności oprócz kota i Bory Bory brak. Co do Bory Bory to szarpnęliśmy się i kupiliśmy wielosezonowe opony (w sumie to już musieliśmy, bo te zimowe przy 30stopniach to się trochę kleiły do asfaltu, Nie mówiąc już o tym, jak piszczały przy każdym skręcie. No i były łyse...). Plus nowych opon jest taki, że mogę się wreszcie rozpędzić, tak, jak lubię, bo lepiej hamują. Szkoda tylko, że całą drogę do pracy mi remontują i lecę pędzę całe 50km/h/.
Oh, ten wiatr we włosach, a nie to tylko dmuchawa jest na 3ce...
No, ale jak już skończą ten remont... to ja już im pokaże (tym oponom, oczywiście) kto tu rządzi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz