15 czerwca 2016

Changes changes changes

ale tu kurzu, ale pajęczyn!
cały blog zapuszczony, zarośnięty, bluszcz przez okna włazi,
podłoga coś skrzypi,
z krzeseł farba odlazła,
a w telewizji ciągle Muminki...

Wróciłam, matka marnotrawna ja, w ten zakątek opuszczony z nadzieją na porządki i  trochę świeżych newsów. Pootwierałam okna, cóż za hałas na tej ulicy! Słońce przygrzewa, unosi wilgoć po porannym deszczu. Siedzę sama, ale nie samotna, natłok myśli nie pozwala mi na dłuższy relaks.

Zmiany, zmiany, zmiany

Dzieci w przedszkolu. Matka przed nowym wyzwaniem. RD w pracy. Kot na emeryturze na wsi. Niby spokój, ale coś mi drga wewnątrz.
Po 8 latach pracy zakończyłam współprace z moją firmą i... dziwnie mi. Nowa praca dopiero od września, więc niby powinnam skakać z radości na myśl o tak długim wolnym. Większość by skakała, a ja muszę sobie znaleźć problem, chociaż może to tylko żałoba po tych co zostawiłam z domieszką goryczy tego czego nie otrzymałam, czyli godnego odejścia.
Było byle jak, bez klasy, bez ładu, w atmosferze spisku i focha zarządzających (jak ona mogła, to specjalnie wtedy- każdy mierzy swoją miarą) i bez możliwości pożegnania z ludźmi, z którymi pracowałam od lat. Portier się popłakał i wtedy prawie prawie pękłam.
W sumie mogłam się takiego obrotu sprawy spodziewać. Jednak w swej naiwności i wierze w ludzi po prostu tego nie przewidziałam. Trudno. Temat już zamknięty. Jestem w trakcie rysowania grubej czarnej krechy od której będę liczyć nowy start.

Tyle u mnie.

Hałabała i Poziomka rosną jak szaleni, męczą, szczególnie Poziomka, która jest małą kobietką i ma swoje 3letnie zdanie na każdy temat. Własne zdanie polega na tym, że zawsze jest w opozycji do zdania Rodzicielki. Przy okazji jest dużo śmiechu i łez i gilgotek.
Hałabała idzie do szkoły. Jestem okichana z tego powodu. Miejsce w wymarzonej (przez mła) szkole zdobyte po trupach. W celu ułatwienia logistyki Poziomka idzie do przedszkola w tym samym budynku (tu miejsce wyproszone).
Wrzesień dla każdego w rodzinie będzie czasem przełomowym. Także z punktu widzenia logistycznego, bo szkoła jest w innej dzielnicy i hektary od prac naszych. U la la!


Szykuję posta z tekstami ostatnimi dzieciaków, będzie można się pośmiać. Co jak co, ale pomysły to te Łobuzy mają nieprzeciętne! :)

5 sierpnia 2014

Powrót do normalności codziennej

Koniec wakacji.

Pora na pracę, żłobek, przedszkole, korki, hałas i burdel na kółkach upchnięty po kątach. Pora na mleko rano i bajki wieczorem. Na brzęczenie komputera, na kocie kłaki w łazience. Na brudne auto, zakupy w biedronce, spacery po Sołackim. No i te psie kupy na chodniku czające się "zniecka znacka". Pora na rodzinę w komplecie. Na wieczory przy winku przy szumie tramwajów.

Dobrze od tego odpocząć, dobrze do tego wrócić.

Początek powrotu dzieci do ich codzienności był skrajnie różny. Poziomka w żłobku zrobiła podkówkę i większość dnia przeleżała na leżaczku smutna (relacja pań), gdy po nią przyszłam radośnie do mnie przygnała z głośnym: "Mamusiaaa!". W żłobku dalej się nie ujawniła, udaje niemowę i ciche, spokojne, ułożone dziecko. Panie śmią twierdzić, że to najgrzeczniejsze dziecko w grupie (o zgrozo) i zupełnie nie wierzą w złośliwego małego złośnika-tupaka z wcześniejszym o pół roku buntem dwulatka, gaduły zawziętej, boksera małych chłopców i maniaczki umęczania kotków na równi z Elmirką. O nie! Moje dziecko w żłobku to oaza spokoju i duma pań opiekunek; je, bawi się, śpi. Ideał :)

A Hałabała? On do przedszkola biegł w podskokach. Nie zraziła go zmiana grupy, części pań, szafki w szatni. Nie obejrzał się nawet, wziął panią za rękę i poleciał. Kurz mi po nim został do pocałowania. A po 9h....
Syn poryczał się jak przyszłam go odebrać. Nie, nie ze szczęścia, ale z rozpaczy, że już jestem...
- Mamo, a jutro oddasz mnie tak rano i potem tak długo, długo, długoo, długoooo cie nie będzie?- spytał zaryczany z nadzieją w głosie.


Musiałam go grzecznie prosić, żeby ładnie ze mną jednak zechciał wrócić do domu i jeszcze z uśmiechem obiecać, że jutro będzie dłużej. No co mogłam zrobić, przecież nie palnąć sobie w łeb  ;)


 

1 sierpnia 2014

bratki i inne kwiatki :)


Cd posta poniżej

Walka z "no"
- I jak, fajnie bylo dzis w przedszkolu?
- No
- Olek!
- No fajnie
- A Gustaw już wrócił?
- No
- Olek!
- No co?
- Jak masz mówic?
- No jak?
- bez "NO"! Tłumaczę od tygodnia, że nie odpowiadamy "no".
- Tak, mamo
- O! to mi sie podoba A zupkę zjadłeś?
- No
- Aaaa, Synu!
- Tak Mamo, tak!
- No właśnie
- Mamo, co ty tak mówisz?
- No co?
- No źle mówisz!!
 (AAaaaaaaaaaa!)



"ja dawno temu widziałem aniołka. - kiedy? - jak byłem mały! - a co ten aniołek robił? - no jatał sobie i mjugał do mnie ociami. O tak! (tu demonstracja "mjugania").


Agata się złości i prawie robi mostek, a Olek:
- Agato, nie jób taak! bo złamiesz ciało i będzie wstyd!



- Synku, wcinaj ten chleb, zobacz, Agata juz dawno zjadła!
- Mamo, bo ja czasem jestem taki fajny ( i tu spodziewając sie najgorszego, serce mamy zamiera, ale nie...), a do tego taki SZYBKI! (?!) Szybki jak "szczała" z masła!



Ty Baranie!
Olek jedzie autem z tatą:
- No, jedź Kurczę! ... No, jedź ... Owco!



- Ona zdjęła sobie skalpetkę! Jaka mała BZIĄGŁA!- przyleciał naskarżyć mamie Olek.


- Olek zobacz jak Agata śmiesznie wygląda w twojej nowej czapce!
- Ale ja nie chcę, żeby ona nosiła moją czapkę!!!
- No wiesz, jesteś chytruskiem.
- No jestem trosiećkę takim małym...



- Tedi Ba!
- Synu, mówi się "Tedi Ber"
- NIE! Tedi Ba! Pani, mowi Tedi Ba!
Szukamy kompromisu u Wujka Gugla. Wujek Gugle mówi: Tedi Ber. Po 10 powtórzeniach Olek kładzie mi głowę na kolanach:
- Mamo, mam problem... Mowię "Tedi Ba", no taki mam problem... 



- Olek, co dzis robiłeś w przedszkolu?
- Budowałem garaż i wyszedł mi taki wielki!!!
- Oo, a to jakie auto się tam zmieściło?
- Nikie
- Jakie??
- No, nikie!
... (chwila konsternacji matki)
- czyli żadne?
- no tak! nikie, mówie psiecież!



- Mamo!!! Choooodź tu szybko! Agata ma problem!!!
- hę?! Jaki problem?
- Bo ona sie bawi lego, a nie może psiecież sie bawić moim LEGO! Taki ma problem! CHODŹ!!!



- Mamo, poczytaj jeszcze to!
- Nie dzieci, dość. mama jest zmęczona.
- To ja będę ogarniać Agatę!- rzecze syn
- Co będziesz robił?
- Ogarniał Agatę, żeby ci nie przeszkadzała i żeby nie wchodziła do taty, bo on pracuje 



- Mamo, patrz! Nasza córka dmucha nosa!
( o jezu, kwiczę, hahaha)



Gotuję kolację, wpada uradowany syn:
- Mamo, mamo chcesz zobaczyć???
(myślę sobie, o kurcze, posprzątał jednak ten bajzel w pokoju)
- A co?- pytam przewrotnie
Syn nadal uradowany krzyczy radośnie:
- Moja cólka siedzi na parapecie i sobie lysuje po szybce! Tak ładnie sobie siedzi i grzecznie lysuje!
 (Jezusieświętyimaryjo!)



-Mamo, a tu mam Ała takie, bo sie uderzyłem. A nie, ugryzł mnie komal. Taki oglomny komal!!! I on ma na dupie kłujek i mnie tym ukłuł!
-Komary nie gryzą dupką, Olek, tylko buzią.
-Tak, tak, tak. Bo on mnie uglyzł tą paszczą i miał tam oglomne zęby i mnie baldzo bolało!!! O Mamo! zobacz, pogoda się zmienia, będzie burza. Boisz sie piolunów? bo ja sie boję.
- tylko trochę
- A ja sie też tylko tlochę boję...Pioluny sa twalde? Jakie one są? Ja się ich wcale nie boję!
- Chyba pieką, tak myślę
- Mamo, te pioruny pieczą, wiesz? A wiesz, że jak komal uglyzie pioluna to on sie zlobi twaldy i ... i .... i ZNIKNIE!!! Tak, zniknie. I bedzie słonko. Wiesz? bo ja wiem.
 
 
 



Olo wychodzi z kąta, bo miał karę.
- mamo pomyślałem i przeplaszam, za to że nie słuchałem mamy.
- no dobrze, pamiętaj, żebyś juz tak nie robił więcej.
- tak, tak, tak.... A telaz ty mnie przeplos!
- ja, za co??
- no, za krzyczenie na mnie!



- mamo, jak pomalowalas pazulki na nogach?
- takim specjalnym malowidelkiem
- no, ale jak sciagnelas te nogi do malowania?? Jak je odkrecilas??
 


- Olek, lecimy zanim nas złapie deszcz! szybko szybko
- Mamo, ale za co on nas złapie, ten deszcz! ze ręcę??



Dzielny jak Burczymucha
-Mamo, a ja sie nie boje potworów, ani dinozaulów, ani pająków! A ty sie boisz pająków?
-Tak, boję się.
- A czemu?
- Bo są takie paskudne.
- A ja się nie boję!... bo one są malutkie, a dinozaulów nie ma, bo są tylko kości i zeby, a potwoly są w bajkach tylko. Ja jestem taki dzielny!

 

Z powodu dnia "pomysłów syna doprowadzajacych osamotnioną na weekend matkę do siwizny" począwszy od robienia szczęsliwej (bo jeszcze nieświadomej) matce "herbatek cytrynowych" z kropli do nosa Agaty (poszło całe opakowanie), poprzez rozsmarowanie w kiblu calego opakowania Duck fresh discs, skakanie z dwóch puf na namiot i namówienie do tego samego siostry i utopienie "ukochanego Pajacyka" w kiblu, drżąca kąpałam Agatę wiedząc, że moja synowa zmora jest sama za drzwiami od łazienki.... nie wytrzymałam, otwarłam wrota, drę się:
- Synu, co tam robisz??
- Nic dulnego Maaaamoooo!!!



- Ja chce to, ja chce tamto!
- a ja też chce, zeby ktoś pomyślał o mamie, zeby wypral, ugotowal, wyprasowal, zawiózł mnie do pracy!
- mamo, ja pójdę jutlo z tatusiem do apteki i kupimy ci kwiatki, a nie, do biedlonki zajdziemy i tam ci kupimy, takie za trzy glosze, wiesz? I ja zapłacę, bo ja mam pieniążki. A jutlo cię zawioze do placy po przedszkolu, dobrze? Bo ja jutlo będę juz duży jak tatuś i cię zawioze i pójdę do przedszkola. A jak było u ciebie w placy? Co jadlas dzisiaj? Bo ja jadłem zupke i wcale nie rzucalem ziemniakami.



- Mamo, dlaczego codziennie nie jest piątek?
 


- Mamo, daj mi nożyczki, bo chce wytnąć tygRysa i inne koRoRy koRoRowe!
- Olek, jakie korory?
-no, KORORY KOROROWE!
- Olo,ty mówisz R!!! Super (tu seria ścisków, uścisków i buziaków) A powiedz trawmaj?
- Tlamwaj!
- A Rower?
- Lowel!
- A Korory Kororowe?
- Korory Kororowe!



4.30 AM
- Dzień dobry!
(siłą rozwieram oko, jedno, żeby drugie się niepotrzebnie nie męczyło)
- Dzień dobry Mamo! Ja się już wyspałem i chcę iść do przedszkola!
- Olek won mi do łóżka- syczę, ale nie za głośno, bo przede mną leży córka, która dopiero co chrapnęła (3.30AM, ryk, zęby, mleko, ibum, spanie z mamą, obrażony mąż na kanapie)
- Mamo, ale ja się już ubrałem i spakowałem autka do plecaka! Bo dziś jest piątek, wiesz?
 



- Mamo, mój palec śmierdzi!
- Dlaczego?
- No nie wiem, może dlatego, że pogrzebałem nim w dupie?!



Hamburger
Leżymy i mama marzy...
- Synu, ale będzie fajnie, jak nam kiedyś zrobisz i przyniesiesz śniadanie do łóżka, jakies kanapki czy coś...
- Mamo, ja wam zRRRobię KuRRR KoRRpeRRa. Zobaczysz!-rzecze poważnie syn.
- hmmm, że co zrobisz?- zbita z tropu mama.
- Takiego Kurrr Korperrra! Jak "Spondżbobka". Takie okrągłe mięsko i sałatka i bułka. Mamo! czemu się śmiejesz?!
 
 
 
          


Po kąpaniu
- Mamo, a teraz wypuścisz tą wodę na wolność?!



Podsumowanie Bożego Ciała u dziadków. 
Lecimy spoznieni na procesję...
- mamo, patrz Jaka POLICJAaaa! Chodź idziemy popatrzeć!
(Chwila ciszy) Zobaczcie, ci wszyscy ludzie też przyszli zobaczyć TĄ policję!!!
 



- Olek, marsz do mycia zebów i to tak na jednej nodze!
Idę do kuchni, a tam syn w przedpokoju skacze na jednej nodze i to w miejscu
- Olek, na jednej nodze czyli, że szybko.
- Mamo, ale ja nie umiem szybko ... na tej jednej nodze!



- Popak!
- nie Agatko, ty jesteś dziewczynką. Olek to chłopak. Mama też jest dziewczynką, a tata chłopakiem.
(...)
- a babcia jest babcią!- orzekł syn.



- mamoooo, szybko! - syn drze się z WC.
- co się stało?
- zobacz, tu jest taki pajak, weź go.
- nie, ja się boję
- a ja się nie boję, bo jestem taki uważny.
- uważny? Czemu uważny?
- bo ja mogę to, co inni się boją!
- to zabierze tego pająka "uważny" chlopcze!
- no co ty mamo, jeszcze mnie ugryzie.



 

Kwiatki bratki cd. :)

Ależ mnie tu dawno nie było. Chyba powinnam zaglądać  częściej i leczyć te stany przeddepresyjne, które mnie ostatnio męczą.
Na początek nadrabiam bratkami z ostatniego półrocza, trochę się tego nazbierało :)
Niech tu kwitną dla potomności.

zaczynamy od końca, czyli od zeszłego roku :)



Mamo, jestem szybki jak wiatrak!!! 


- Olek przestań ryczeć! nie masz zadnego powodu do placzu.
- Mamo, ja nie płaciem... ja tyjko udaje Agatke!
 (no i matce wcieło komentarz)  



- Synu! miałeś sprzątać pokój!
- Zapomniajem! jestem gjupi jak słoma



6 rano, szept z ciemnego pokoju Olka:
-Mamooo
Wchodzę. Syn siedzi na łóżku.
-Mamoo, ja tesknim za przedszkolem



Olo przylatuje do mnie i donosi:
- Mamo, wyczuwam coś smrodnego. Chyba Agata zjobiła kupę. Chodź!
 (Kupa była).



Mamo, ten Mikołaj oszajał Zobać ile mam pjezentów! Napjawde osiajał!


Dobry brat.
Olo jedzie z rodzicami autem, Agatka została u dziadków...
- Mamo, a babcia spełnia życzenia mojej agatki??
 
 
 



Z serii: Gender
- Mamo, jak bedziem duzi to się ożenię z tatusiem!
- Z tatusiem?
- no tak, mówię psiecież!
- A co to znaczy się ożenić?
- No, nie wiem
- To znaczy, że ktoś jest mężem, a ktoś żoną
- ... to ja będziem mężem, a tatuś... też bedzie mężem!
- no to kto będzie żoną?
- No ty psiecież!
 (hahaha i problem gender rozwiązany)



Sylwestrowa kolacja.
- Mamo, dlaciego nie ma płatka? Ja chce zeby był płatek i zeby sobie życzyć życzenia!
- ale to nie te święta synu
- ja chce płatek!
Olo dostał kawałek chleba, wydzielil każdemu trochę i stwierdził- życzę wam zdjowka!
 



- Olek, kto ci pozwolił zjeść te ciastka???
- Ja sam sobie pozwojiłem mamo!



"Agatko, dja ciebie mam kjedkę dzieciową, dja mnie dojosłową!..."


Piątek, dzień własnej zabawki w przedszkolu.
- Olo, a ty dajesz komuś swoje autko zeby się pobawil?
- nie, to moje auto!
- to z nikim się nie dzielisz??
- no dzieje się z Gustawem, tak tjoszke, kjociutko, takim majenkim kawałećkiem...
 (Hahaha. Najlepsze rozmowy o 7 rano w aucie)
 
 
 



Czekamy na księdza. Głos Olka z kanapy.
-Mamo, dlacego książę jeście nie przyszedł?



Podchodzi do mnie syn z wyciagnietymi rękami
-Mamo, zobać mam tutaj szampon.
Syn wciera sobie to we włosy...
- Jaki szampon? Skąd masz szampon?? Co ty robisz?!
- Spokojnie mamo, to tyjko moja ślina...
 


- Olek, ile widzisz gwaizd na suficie?
- Dwiencej!
 


6 rano. Poniedziałek
- Olek wstawaj, jedziemy do przedszkola!
- A cy dziś jest piątek??!
- Nie, no, dopiero jest poniedziałek.
Syn ryczy- Aaaaa! Łaaaaa ŁĄAAAA! ja chciem piątek!! AAaaa (Kto by nie chciał- przyp. mamy)
- Synu, tez bym już chciała piatek, ale do niego daleko, więc ogarnij się, bo jak się będziesz guzdrał, to pójdziesz z tatą piechotą.
- To daj mi chociaż czekojadkę mamo...



 ciag dalszy w kolejnym poście :)

15 lutego 2014

Mama's Day Off!

Jeeeeej! How wonderful!

Mam wolne :)
Mąż się ulitował nade mną i nade nim (pojechał z wędką) i porwał dzieci do dziadków, czym ich niewątpliwie uszczęśliwił. W sumie nie pytaliśmy ich o zdanie :P
Także mam pierwszy od 3, 4lat? weekend dla siebie i to w mieście, we własnym gniazdeczku. Jupi!
Ten fakt, tak mnie podekscytował, że pół tygodnia piszę listę rzeczy do zrobienia (czyt. do posprzątania). Tak wiem, brzmi to beznadziejnie żałośnie, że sprzątanie w samotności jest na tym etapie szczytem moich marzeń. Ale TAK JEST, haha
Bigos się pichci, pewnie zaraz go przypalę, bo rozgrzebałam 100 rzeczy naraz.
Idzie już 3 pralka, stos prasowania rośnie.
Rosół pyrkoce cichutko, ale roznosi zapach na trzy klatki dalej.
Szafy rozbebeszone (chcę poprzeglądać ciuchy dzieci).
Garderoba tak samo (nasze ciuchy też).
Kosze na śmieci zalane domestosem stoją pod prysznicem, też zalanym domestosem. Ogólnie ten zakątek mieszkania cały jest zalany domestosem i nieco konkuruje potęgą zapachu z rosołem, który zawładnął kuchnią i salonem i ma zapędy na więcej.
Kanapy wybebeszone musze uprać, bo czekolada sie w nie wgryzła i wygląda jak kupa. Wrażenia takiego wolałabym uniknąć, ale pranie kanap z dziećmi wchodzi w grę tylko podczas zbiorowego rzygania.
Chciałam umyć okna, ale to chyba akurat sobie daruję. Za to pranie dywanów czeka :D

A wieczorem zmykam do galerii, połazić sobie, zjeść jakąś rybę w Nordfishu i kupić mleko modyfikowane Gagatce. Na zakupy dla siebie nie mam co liczyć, po tym jak zakupiłam na wyprzedażach dwie pary adidasów, by w końcu swoją zmarniałą figurę nieco odchudzić i wyprostować. W sumie od rana, zaraz po tym jak pomachałam swojej gromadce na pożegnanie, już zaczęłam wdrażać ten sprytny plan w życie; poleciałam śmigiem migiem na ryneczek (pod górkę!) zakupiłam tonę kiszonej kapusty i płyn do prania. Po czym po powrocie, znowu pędem truchtałam z powrotem, gdyż po otwarciu zagramanicznego Ariel Sensitive okazało się, że jest w formie stałej i nijak tym prać się ni da.

I tak sobie siędzę, muzyka gra, a raczej ryczy, bajzel jakich mało, nawet dzieci takiego nie potrafią, pralka huczy, kuchenka gazowa bucha zapachami, dywany w stosach prawie jak Karpaty, kot w szoku drze papę pod kuchenką i w tym wszystkim ja, potargana, ufyfłolona (jak by powiedzieli u mnie w pracy), jakaś taka wczorajsza, bez makijażu, w starych portkach, w nowych adidasach, z rogalem na twarzy i resztkami czekolady na poliku (pamietaj to zmyć kobieto!).

Jezu! przypomniałam sobie, że jeszcze dokumenty miałam posegregować, bo straciłam panowanie nad ilością rachunków i na stercie pod tv mieszają się rachunki za gaz z aneksem do mojej umowy (z listopada), z umową z przedszkolem, projektem złobkowym, rysunkami Hałabały, informacją z Zusu i innymi takimi.

Pewnie byłoby łatwiej wszsytko to ogarnać, ale ta lista co ją pół tygodnia tworzyłam, gdzieś wsiąkła i nie mam nawet co marzyć, że ja znajdę, haha.
Chyba naleję sobie wina :) Chwilo trwaj!


A tu mały wycinek z wczorjaszego Hałabały:

- Mamo, co mam najysowac?
- Moze nasza rodzinę?
- dobja.
...
- zobać, najysowalem!
-?! No, ale gdzie my jesteśmy, synu??
- no w domu psiecież, bo jest burza! 






6 stycznia 2014

Smok Olok :) czyli przebranie w wersji homemade

Że niby najfajniejsze przebranie jest kupne? No kto tak twierdzi? kto?
Chyba ktoś bez wyobraźni i polotu albo ktoś bardzo zabiegany. Czasu mi nie zbywa, kasy tym bardziej, ale przebranie smokowe, wymarzone, jest. Ba! podoba się ono i mi, smokowemu kreatorowi, i smokowemu marzycielowi. A to najważniejsze!

Potrzebne do wykonania:
- zielona bluza (my akurat mamy taką na wypasie z HM, prezent gwiazdkowy)
- stare zielone rajty
- wiekowe, 5 rozmiarów za małe pluszowe leginsy (odziedziczone po Hałabale przez Poziomkę)
- zielony T shirt z lumpeksu
- crocksy
- pacynka smoka z Ikei (7zł)

Leginsy tniemy na spodenki, części dolne naciagamy na crocksy. I ... gotowe :D
Przed balem, bedziemy jeszcze malować buzię na zielono-ognisto :D

A tu wynik, dwugłowy smok w całej okazałości.


I co, podoba wam się? :)



24 listopada 2013

bratki i stokrotki

takie, jak
Ja jubie wyścigówki i pojazdy latające, takie, jak samojoty i hejikoptejy! Jak jest po angiejsku hejikoptej? a wyścigówka jak? a straź poziarna? bo auto, to jest Kaj, wiesz? JA wiem!



Podsłuchane.
- Nie kochanie, nie wojno! jeście jesteś za majutka! to jest Cieee-płeee, nie dotykaj kochanie. Słysiś?
SŁYSIŚ!?
...
MAMOOOOoooooo, Agata dotyka grzejnik!!!



W przedszkolu
- Mamo, zobać, to są takie święte bajony!
- czemu te balony są święte?
- no psiecież święto było!


  

poliglota
- Olo, jaki to kolor?
- bluuuue!
- a po polsku?
- ....
- nie..?
- NIE-toperz!
  


 zobaciłam i uwierzyłam
- Agato nie podchodź tam! -krzyczę ja. Na co Olek:
- Agatoooo! - i piszczy jak piszczałka trzymając palec 5cm przed buzią, czyli drze się- Aaaaaaaaaaa!!!
- Olek, co ty robisz??
- no psiecież gwiżdżę!!! Tatuś mnie nauczył
- ale ty nie gwiżdżesz, ty sie wydzierasz??
- nie mamo! Aaaaaaaaaa!!!!!- tu demonstracja "gwizdu" z paluchem przed dziobem - JA, po pjostu, TAK GWIZDZIEM! nie widzisz???



 Mama multifunctional
- Olek, marsz do spania!
- Dobja, aje ja chcie ze śmieciajką!
- Dobrze, możesz ze śmieciarka|
- Tyjko mamo mi ją napjaw, możesz? Połąć tam! I jeście wywaj śmieci. I jeście mi ją zanieś do łóżka. Mamo! zapomniałaś mi ściągnać spodenki! i jeście skajpetki psiecież! No dzięki mamo!
- Olek marsz do łóżka!!
- z psijemnością Mamo!
....
- MAAAAAmOOOOO! zapomniałaś mnie przykjyć! Maaaamoooo!



kiblowy wierszokleta  
w łazience, olo zgiety w pół, a matka wiadomo co...
- Kto wypina tego wina, ten napije sie wina i pojdzie do kina ogladać babajaguszki i tatuszki!



"tatuś"
Agata dorwała Olka i się po nim wspina. Olek się odgania i mówi:
- Agatko! nie jób tak! ja NIE JEEE-S-TEEEM tatusiem! Zapamiętaj to siobie Agatusio (i tu prawie pogroził jej palcem)



Podsłuchane. Brat do siostry
- No chodź tu Agatećko do swojego Oleciećka!





no to dzieci nie będzie
- a Agatka nie jest moim dzieckiem?
- nie synu, Agatka jest moim dzieckiem. Jak urośniesz i poznasz fajną dziewczynę, to się z nią ożenisz i zrobicie sobie swoje dzieci
- z dziewciną? dlaciego?
- bo będziesz ją bardzo kochał
- ... to ja chcę kochać GUSTAWA!