5 sierpnia 2014

Powrót do normalności codziennej

Koniec wakacji.

Pora na pracę, żłobek, przedszkole, korki, hałas i burdel na kółkach upchnięty po kątach. Pora na mleko rano i bajki wieczorem. Na brzęczenie komputera, na kocie kłaki w łazience. Na brudne auto, zakupy w biedronce, spacery po Sołackim. No i te psie kupy na chodniku czające się "zniecka znacka". Pora na rodzinę w komplecie. Na wieczory przy winku przy szumie tramwajów.

Dobrze od tego odpocząć, dobrze do tego wrócić.

Początek powrotu dzieci do ich codzienności był skrajnie różny. Poziomka w żłobku zrobiła podkówkę i większość dnia przeleżała na leżaczku smutna (relacja pań), gdy po nią przyszłam radośnie do mnie przygnała z głośnym: "Mamusiaaa!". W żłobku dalej się nie ujawniła, udaje niemowę i ciche, spokojne, ułożone dziecko. Panie śmią twierdzić, że to najgrzeczniejsze dziecko w grupie (o zgrozo) i zupełnie nie wierzą w złośliwego małego złośnika-tupaka z wcześniejszym o pół roku buntem dwulatka, gaduły zawziętej, boksera małych chłopców i maniaczki umęczania kotków na równi z Elmirką. O nie! Moje dziecko w żłobku to oaza spokoju i duma pań opiekunek; je, bawi się, śpi. Ideał :)

A Hałabała? On do przedszkola biegł w podskokach. Nie zraziła go zmiana grupy, części pań, szafki w szatni. Nie obejrzał się nawet, wziął panią za rękę i poleciał. Kurz mi po nim został do pocałowania. A po 9h....
Syn poryczał się jak przyszłam go odebrać. Nie, nie ze szczęścia, ale z rozpaczy, że już jestem...
- Mamo, a jutro oddasz mnie tak rano i potem tak długo, długo, długoo, długoooo cie nie będzie?- spytał zaryczany z nadzieją w głosie.


Musiałam go grzecznie prosić, żeby ładnie ze mną jednak zechciał wrócić do domu i jeszcze z uśmiechem obiecać, że jutro będzie dłużej. No co mogłam zrobić, przecież nie palnąć sobie w łeb  ;)


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz