20 października 2011

19-10-2011

Czwartek już. Popędził ten tydzień.
Siedze przy kawie i naszły mnie wspomnienia.

Jestem zabiegana wewnętrznie. Niby dni do siebie podobne; pobudka, mleko dla Hałabały, skrobanie auta, milion świateł, praca, nudy, kawa, spotkania, auto, światła, korki, kombinacje alpejskie z parkingiem, żłobek, rozespany synek, paluszek w Kubusia Puchatka, "pokaż mamie, gdzie jest Myszka Miki", wózek, spacer, auto, dom, drugi obiad Hałabały (mama AmAmamama), zabawa, Olek się ogarnia, ja mogę ściągnąć buty ;) i coś zjesc, czekanie na tatę, ew. jakiś spacer zakupowy (choć coś ostatnio wyjadamy resztki lodówkowe), tata, kąpanie, jedzenie, spanie, chwila dla siebie, wiadomości, Na Wspólnej i już, koniec dnia.

I niby wszystko uporzadkowane i powinnam się dobrze zorganizować, a ja jakaś jestem roztrzepana. Milion nie dopiętych rzeczy (Oczywiście przypomina mi się po fakcie), rachunki, brak środków na koncie, katary i kaszle Hałabały, alergia i jakiś dziki okres płaczu przy każdym głośniejszym dźwięku. Powiecie, samo życie. :) I macie racje.

Jestem wielką fanką życia i czerpania z niego radości! żeby nie było. Ale życie się ciągle zmienia i coś ostatnio nie nadążam.
Musy z przepisu Ady mi się popsuły, bo słoiki nie chwyciły (wszystkie... :./) Dostałam mandat za parkowanie pod żłobkiem bez biletu, w pracy jakiś marazm totalny, Olkowi alergia się rzuciła na jelitka, kasy brak, rachunków milion, Święto Zmarłych za pasem, przypaliłam wczoraj garnek, dziś pojechałam z wózkiem w bagażniku do pracy, bo zapomniałam go wyjąć i RD z Hałabałą lecieli nóżkami do żłobka (co, zważywszy, że mieszkamy w Poznaniu, nie jest takie hop siup), a najprostszy pod słońcem przepis na szarlotkę sypaną byłam schrzaniłam, bo zagniotłam ciasto z tłuszczem i zrobiłam z tego sypaną.... ale kruszonkę.

Kocham swoje życie i te przeboje moje też i wpadki i żale i nawet brak kasy, bo wiem, że sobie poradzimy :) Marudzę, bo mi marudno (tak by to określił RD)

A że Zaczęłam wspomnieniowo, więc wracam do wątku. 2 lata temu spędzałam swoje rozmyślania nad życiem przy kawie troszkę inaczej... w Stambule na mojej samotnej wyprawie. Bardzo się cieszę z tego wyjazdu, że się zdecydowałam, że RD mnie wspierał, że się w końcu odważyłam (samotna kobitka bez orientacji w 16milionowym mieście, to jednak nie byle co) Dzielę się z wami fotkami. I polecam każdej Kobiecie taki wyjazd, samoocena wzrasta tysiąckrotnie! :)






5 komentarzy:

  1. Fantastyczne zdjęcia :) Gratuluję odwagi i tych przeżyć. A co do marudzenia to marudź ile potrzebujesz :) W końcu blogi pełnią także terapeutyczną funkcję :)

    Buziaki Agata

    ps. głowa do gory

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieki Aga :*)
    Ogarniam się!

    OdpowiedzUsuń
  3. dobrze wiem o czym mówisz na szczęśćie zwykle dzieje się coś co stawia mnie na nogi czego i Tobie życzę :) a zdjęcia klimatyczne, można na chwilkę przeniść się daleeeeko daleko

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurczę ! Zazdroszczę odwagi! Ja bym się na bank nie odważyła :) Ale podróż na pewno niezapomniana!

    Też miewam takie dni oklapłe...ojj..bywają, bywają..wtedy wszystko jakoś zdaje się mnie przerastać ! Ale 30 lat już na tym świecie żyję, znam więc go trochę i znam też siebie - i wiem, że po burzy zawsze wychodzi słońce - czasem nawet z tęczą :)
    P.S. Mnie też się popsuły malinki w słoikach - szlag by trafił, co?!

    OdpowiedzUsuń
  5. Podróż piekna. Cel podrózy tez (Gala konkursu fotograficznego). Co do słonca po burzy to sie zgadza. CZekam na nie.

    DZieki za mile slowa

    OdpowiedzUsuń